Za to co zrobił, grozi mu dożywotnie więzienia. Tymczasem Mirosław B. chciałby wyjść z aresztu. Już dwa razy składał wnioski o uchylenie tymczasowego aresztu, który zastosował wobec niego sąd na wniosek prokuratury. Argumenty zabójcy porażają. - Mężczyzna tłumaczy je tym, że ma pilne prace polowe. Ma ziemię do obrobienia - zdradza SE szczegóły wniosków prok. Beata Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Na szczęście są to jedynie jego życzenia. - Prokurator za każdym razem nie przychylił się do wniosku.
To tragedii doszło w połowie marca tego roku. - Zabiłem żonę, nie dałem już rady - spokojny głos w słuchawce brzmiał tak głucho i bez życia, że dyspozytorka numeru 112 w Lublinie wiedziała, że w Glinniku pod Lubartowem (woj. lubelskie) naprawdę doszło do tragedii. Mirosław B. (47 l.) nie dodał, że po tym jak udusił Anetę B. (+47 l.) sznurkiem, siekierą rozłupał głowę teściowej, Teresie S. (+76 l.). Zabrał matkę i babkę nie tylko trojgu dorosłym dzieciom, ale i pięcioletniej ciężko chorej córeczce.
- Policjanci natychmiast udali się pod wskazany adres. Na miejscu czekali także ratownicy pogotowia ratunkowego. W mieszkaniu mundurowi znaleźli ciała dwóch kobiet: 47-letniej żony zgłaszającego oraz jej 76-letniej matki - opowiada sierż. sztab. Jagoda Stanicka z lubartowskiej policji.
Glinnik, licząca ponad czterystu mieszkańców wieś położona niedaleko zjazdu na S-kę prowadzącą z Lublina do Warszawy nigdy takiej tragedii nie widziała. Zadbane gospodarstwa, ciągniki od wczesnego rana pracujące w polu, nawet pod miejscowym sklepem trudno o weteranów butelki. I nawet tam Mirosław B. wybijał się ponad przeciętną.
- Gdzie on jakie piwko z kolegami wypił, tylko praca i dom i tak w koło Macieju. Robotny był jak mało kto - opowiada sąsiad. Sporo pola, pokaźne stado krów mlecznych... O całej rodzinie choćby chciał, to nie potrafiłby powiedzieć złego zdania. - Kompletnie inny od swego ojca, którego nazywają "diabełkiem", taki nieobliczalny - dodają.
Nikt nie wiedział, co się jednak dzieje w środku okazałego domu położonego przy głównej drodze prowadzącej przez wieś. Kiedy ich dwaj synowie i córka wchodzili w dorosłość, urodziło im się czwarte dziecko. Dziewczynka ma 5 lat. Jest ciężko upośledzona fizycznie i psychicznie. Dzielnie stawiali czoła każdemu dniu.
- To ich zgniotło. Aneta i babcia zajmowały się dziewczynką non stop, Mirek zasuwał jak osioł na to wszystko - dodaje inny sąsiad. Praktycznie nie widać ich było na wsi, na zakupy nawet jeździli do Abramowa, nie chodzili do sklepu we wsi. Podwórze, onegdaj zadbane i wymuskane gospodarską ręką dawno nie widziało porządku. Nawet płotek co był przy drodze rozchybotał się do końca. Nie udźwignął tego. Jesienią już siana z pola nie zebrał.Rano zadzwonił pod 112, że zabił. Wcześniej pojechał do banku wypłacić pieniądze. 30 tysięcy podobno. Z żoną rozprawił się na górze. Teściowa straciła swoje życie na dole.
- Jego syn opowiadał, że próbował dostać się i do niego, zbił szybę w oknie - opowiada sąsiadka. Trafił do aresztu. Spokojny rzeczowo opowiadał, co i dlaczego zrobił. Grozi mu dożywocie.