W środę (16.10) policja poinformowała, że zatrzymała poszukiwanego 34-letniego Bartłomieja B. który uciekł ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy, gdy był dozorowany przez służbę więzienną.
Wcześniej pisaliśmy:
W środowe popołudnie drogą wojewódzką biegnącą z Lublina do Biłgoraja i dalej, w kierunku Przemyśla, jechało się spokojnie i w miarę wygodnie. W powiecie biłgorajskim złota polska jesień, dziesiątki aut grzybiarzy zaparkowanych przy leśnych duktach, straganiki przydrożne z prawdziwkami i kozakami... Od Frampola (jakieś 10 km od Biłgoraja) czuć jednak, że coś się dzieje. Radiowozy, najczęściej policyjne busy przejeżdżają jeden po drugim, takie same auta stoją na poboczach.
Funkcjonariuszy w czarnych mundurach widać wszędzie, jak chodzą po lesie, sprawdzają rowy. Kilka kilometrów przed Biłgorajem wyrywkowa kontrola kierowców. Lizak w ręku policjanta, stop. Nie sprawdzają trzeźwości.
- To o B. chodzi?
Policjant kiwa głową twierdząco.
Zbrodnia we wsi pod Biłgorajem. "Bratu się należało, a ojca trochę mi żal"
Do domu mordercy jest z tego miejsca niecałe 3 kilometry. Policjantów coraz więcej. Na początku lipca tego roku w Zagumniu doszło do tragedii. - Bratu się należało, a ojca trochę mi żal - miał wtedy powiedzieć Bartłomiej sprawca masakry. Zagumnie, kiedyś wieś, dzisiaj typowe przedmieście jeszcze nigdy nie widziało takiego dramatu: mężczyzna siekierą rozłupał czaszkę swemu bratu Wojciechowi (+44 l.) i ciężko ranił swego ojca Stanisława (65 l.). Senior rodu umarł na początku września w szpitalu. A Bartłomiej po wszystkim unurzany we krwi poszedł na stację benzynową kupić sobie alkohol, wracając powiadomił o wszystkim policję.
Zagumnie graniczy administracyjnie z Biłgorajem, do miasta jedzie się stąd dosłownie kilka minut. Rzędy ładnych, zadbanych domów, przystrzyżone trawniki, spokój... - Cudowni ludzie. Nikt, nigdy nie miał do nich najmniejszych uwag. Spokojni, rodzinni, pomocni - opowiadali wtedy sąsiedzi.
Kat i jego ofiara zajmowali jeden, ale obszerny pokój. To w nim znaleziono ciało Wojciecha. Leżał w łóżku, przykryty, głowę miał dosłownie rozłupaną na pół. Stanisław leżał w kuchni.
Więcej o tragedii w artykule: Zbrodnia we wsi pod Biłgorajem. Bartłomiej zabił siekierą brata i ojca. Sąsiedzi: "Cudowni ludzie"
Mieszkańcy wsi Zagumnie są przerażeni
Sprawca nieszczęścia trafił do aresztu śledczego w Zamościu, a jakiś czas temu po tym, jak próbował odebrać sobie życie, do szpitala psychiatrycznego w Radecznicy. Uciekł stamtąd. A to jakieś 24 km od domu. Domu, w którym wciąż mieszkają bliscy Bartłomieja: matka, trzeci brat z rodziną. - Są przerażeni, nie ma się im co dziwić, proszę stąd jechać - rzuca mężczyzna w mundurze Służby Więziennej.
- W poszukiwaniach bierze udział 300 policjantów, wykorzystujemy policyjny śmigłowiec i psy służbowe. Przeczesujemy lasy i miejscowości powiatach zamojskim i biłgorajskim. Na drogach tworzymy posterunki blokadowe, policjanci kontrolują pojazdy sprawdzając czy nie podróżuje w nich poszukiwany. Weryfikujemy także informacje na temat miejsca przebywania 34-latka przekazywane nam przez osoby postronne - informują policjanci.
"A stąd uciekł, drugie okno za rynną"
A ludzie? Boją się. - Wiadomo, co mu do głowy strzeli, jak mnie zobaczy - mówi pani Bernadeta (78 l.). Zbiera resztę grzybów, które wystawiła na sprzedaż przy przystanku autobusowym. Zna dobrze "chłopaka" jak nazywa B. i jego rodzinę. Normalny był, grzeczny, potem coś się z nim zadziało. Mruk, zatopiony we własnym świecie. Na wszelki wypadek poprosiła wnuka, żeby po nią przyjechał. Licho nie śpi. - Teraz się go boję po prostu - dodaje.
W Radecznicy, skąd uciekł Bartłomiej B., jest już dużo spokojniej. - A co miałby ty tyle czasu robić? - pytaniem na pytanie czy się boi odpowiada mężczyzna obserwujący działania policjantów. Na parkingu przy Sanktuarium Św. Antoniego (szpital znajduje się za świątynią na wzgórzu) stoi kilka dużych radiowozów. Niektóre zabłocone, dopiero wróciły z akcji.
Ucieczka B. to także temat numer jeden wśród pacjentów, wśród których są także uzależnieni np. od alkoholu. - A stąd uciekł, drugie okno za rynną - instruuje jeden.