Uciekł ze szpitala

Trwają poszukiwania 34-letniego Bartłomieja, który miał zabić siekierą brata i ojca. Mężczyzna uciekł ze szpitala

2024-10-07 19:19

Bartłomiej B. (34 l.), sprawca masakry, do której doszło w lipcu tego roku w okazałym domu pod Biłgorajem na Lubelszczyźnie, jest na wolności. Mężczyzna siekierą rozłupał czaszkę swemu bratu Wojciechowi (+44 l.) i ciężko ranił swego ojca Stanisława (+65 l.), który po dwóch miesiącach zmarł w szpitalu. Sprawca ponurej tragedii trafił do aresztu, skąd po nieudanej próbie samobójczej zabrano go do szpitala psychiatrycznego w Radecznicy, uciekł stamtąd w nocy z niedzieli na poniedziałek.

W środę (16.10) policja poinformowała, że zatrzymała poszukiwanego 34-letniego Bartłomieja B. który uciekł ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy, gdy był dozorowany przez służbę więzienną.

Wcześniej pisaliśmy:

Mężczyzny szukają policjanci w całym kraju, najpewniej jednak nie udało mu się uciec daleko. Może być gdzieś w okolicach Biłgoraja bądź Zamościa. - W poniedziałek kilka minut po godzinie 7 dyżurny zamojskiej Policji otrzymał zgłoszenie, że w nocy ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy uciekł dozorowany przez funkcjonariuszy służby więziennej Bartłomiej B. - opowiada podkom. Dorota Bubiło z policji w Zamościu. B. przebywał w Zakładzie Karnym w Zamościu, do szpitala w Radecznicy trafił w związku z próbą samobójczą.

Rysopis Bartłomieja B.:

  • wzrost 179 centymetrów,
  • niebieskie oczy, włosy krótkie blond.
  • W czasie ucieczki ubrany był w czarny dres, z szarymi wstawkami na spodniach i rękawach bluzy.

Zbrodnia we wsi pod Biłgorajem

Mężczyzna miał popełnić potworną zbrodnię. - Bratu się należało, ojca trochę żal - miał powiedzieć po wszystkim, kiedy to unurzany we krwi poszedł na stację benzynową kupić sobie alkohol, a wracając powiadomił o wszystkim policję.

Zagumnie graniczy administracyjnie z Biłgorajem, do miasta jedzie się stąd dosłownie kilka minut. Rzędy ładnych, zadbanych domów, przystrzyżone trawniki, spokój... W środę (3 lipca) sielską atmosferę przedmieścia brutalnie przerwały syreny radiowozów policji i karetek pogotowia, które przemknęły przez wieś. Wiadomo było, że w domu rodziny B. stało się coś niedobrego.

- Cudowni ludzie. Nikt, nigdy nie ma do nich najmniejszych uwag. Spokojni, rodzinni, pomocni - sąsiedzka opinia o nich brzmi tym bardziej szokująco, jeśli zestawić ją z tragedią, do której doszło w murach okazałego, piętrowego domu położonego w centralnej części wsi.

Oprócz rodziców braci mieszkali tam jeszcze inni członkowie rodziny. Kat i jego ofiara zajmowali jeden, ale obszerny pokój. To w nim znaleziono ciało Wojciecha. Leżał w łóżku, przykryty, głowę miał dosłownie rozłupaną na pół. Feralnego poranka zanim rodzina dokonała makabrycznego odkrycia, w kuchni na dole znaleźli seniora rodziny. Było kilka minut po piątej rano. Leżał na podłodze, jakby się sam przewrócił i zrobił sobie krzywdę. Niestety, jego też zaatakował Bartłomiej.

Bartłomiej uciekł ze szpitala. Trwają poszukiwania 34-latka

Bo alkohol, a właściwie problem, jaki czynił w życiu mężczyzny często wracał w rozmowach w domu. Bartłomiej z zawodu był piekarzem, podobnie jak brat. Tylko że Wojtek, niski i drobnej postury ciemny szatyn, był pracowity. - Niesamowicie pomocny człowiek. Nie szukał zwady, lubił swą pracę. Piecowym był wyśmienitym - wspomina go jego szef z jednej z biłgorajskich piekarni. Znał także młodszego z braci, przychodził czasem pogadać. Szukał nawet pracy, ale bez przekonania.

Bartłomiej zbiegł ze szpitala nocą z niedzieli na poniedziałek (6/7.10). Zgłoszenie o tej ucieczce policja dostała o 7 rano. Zamojska policja informuje, że 34-latek był dozorowany przez funkcjonariuszy Służby Więziennej. W czasie ucieczki ubrany był w czarny dres, z szarymi wstawkami na spodniach i rękawach bluzy.

Bracia spędzą 25 lat w więzieniu
Sonda
Czy sprawcy zabójstw powinni od razu trafiać za kraty na dożywocie?