Ostatnia niedziela miesiąca, to i Lubelska Giełda Staroci... W niedzielę 30 marca dopisali zarówno wystawiający, którzy przyjechali do Lublina z najodleglejszych miejsc Polski, jak i kupujący. Choć "starzyzna" ma w Lublinie bardzo długą tradycję, to taka jaką znamy dzisiaj, jako odbywający się raz w miesiącu jarmark, istnieje od 2010 roku. Gościła w różnych miejscach Lublina, "starocia" obejrzeć i kupić można było w pobliżu Bramy Krakowskiej i Rynku, na kilkanaście miesięcy wyniosła się poza mury średniowiecznego miasta pod Liceum im. Unii Lubelskiej, by od kilku lat zajmować Plac Zamkowy.
Oglądają, ale nie kupują?
Ładna pogodna sprawiła, że zjawiło się wyjątkowo dużo oglądających. - Oglądających, ale nie kupujących. Z tym jest coraz gorzej - narzeka wystawiający porcelanę mężczyzna. Całkiem niedaleko od niego ktoś wystawił rower, holenderską damkę. Za 350 zł, jak informuje napis na kartce zawieszonej na ramie. - A ile pan da? - nie bawił się w ceregiele mężczyzna, który jakby wyrósł spod ziemi po zaledwie kilku sekundach od momentu, kiedy zauważył zainteresowanie jednośladem.
Lubelska Giełda Staroci. Co można znaleźć?
Kilkanaście metrów dalej stoisko z zegarami. Wśród nich kilka ładnych egzemplarzy radzieckich budzików Slava, o których mawia się, że to jedyne mechanizmy zdolne przetrwać wybuch jądrowy. Ceny od 75 zł wzwyż. Swoją drogą to niezła lokata kapitału, gdyż podobne egzemplarze jakieś 2 lata temu wyceniano góra na 40 zł. Ale warte są i tej ceny. Nikną jednak przy dostojnym, ściennym zegarze niemieckiej firmy Becker z 1912 roku. Powiesić na ścianie można go już za 500 zł, a może mniej nawet, bo to cena wyjściowa.
500 zł starczyłoby na 2 pary oficerek, podobno przedwojennych. Buty robią wrażenie, skóra lśni, a podeszwy dano do renowacji. Za taką sumę, 500 zł, można by też wykupić prawie cały stragan z używanymi butami sportowymi, które wystawiono za 40-100 zł za parę. Ich zestawienie z butami żołnierskimi jest jak najbardziej na miejscu, bowiem wystawiający "adidasy" stoczył o nie bitwę z konkurencją, kiedy rzucono je na półki second handu.
Polecany artykuł:
"Czarciołapek" za 10 złotych
Urzekające są za to maszyny do pisania. Obie wystawione do sprzedaży (80 i 100 zł) działają, a klawisze pięknie stukają. W zestawie poręczna walizeczka. - Maszyny do pisania mają wzięcie. Oczywiście, nie do pisania, a jako element dekoracyjny - tłumaczy sprzedawca. Maszyny do pisania były na pewno w użyciu przez tych, których książki wydane w latach 80-tych i starsze były w ofercie w co najmniej trzech miejscach. W niedzielę trafił się prawdziwy hit i to za 10 zł! Mowa o "Czarciołapku", powieści napisanej przez Ludwika Paczyńskiego, zakochanego w Lublinie aktora, rysownika i publicystę. Książka, choć przeznaczona dla młodzieży cieszy także dorosłych, przygody młodego lubelskiego czarta i jego zacnej, ale osobliwej familii skrzą się od zupełnie dorosłego humoru, a całość nienachalnie opowiada o historii miasta. Wydana w 1987 roku kosztowała 120 zł. Na upartego, można by zapłacić za nią pieniędzmi z epoki PRL, wystawionymi do sprzedaży na innym stoisku. 10 zł z Bemem za 40 zł, 500 zł z Kościuszką za 120 zł... drogo by wyszło.