Rok temu Kamil M. (32 l.) z Kolonii Tarło pod Lubartowem (woj. lubelskie) zabił nożem swego ojca Przemysława (+54 l.), który od lat znęcał się nad nim i jego matką Joanną (54 l.). Nie zrobił tego z zimną krwią, śmiertelne ciosy zadając w trakcie walki o swoje życie. To wówczas tyran rzucił się na niego i zaczął dusić, rycząc, że go zabije. Tak uznał Sąd Okręgowy w Lublinie, który w piątek uniewinnił młodego mężczyznę, uważając, że działał on w obronie własnej.
Zobacz też: Strzelił sobie w serce i… przeżył. Sceny grozy pod Opolem Lubelskim
Zginął człowiek, ale Kamil nie trafi do więzienia, choć mogło mu grozić nawet dożywocie. Wyrok sądu to dla niego jak nowe życie. O tym sprzed procesu pewnie chciałby zapomnieć. Śledztwo w tej sprawie wykazało, że życie rodziny M. było piekłem, które od dawna gotował im 54-letni Przemysław – głowa rodziny, rządzonej… twardą ręką. Proces Kamila M. ujawnił skrywane od dawna rodzinne piekło.
Śmierć Przemysława M. i okoliczności, w jakich do niej doszło pod koniec sierpnia ubiegłego roku, wstrząsnęły mieszkańcami wioski. Nic dziwnego. Po tym, jak mężczyzna wyzionął ducha, Kamil M. i jego matka próbowali ukryć fakt, że nie zmarł naturalną śmiercią. Joanna M. obmyła go z krwi, ubrała w czyste ubrania. Wezwali na miejsce lekarza, licząc na to, że uwierzy, że umarł on z przepicia. Nie wyszło. – Ofiara zginęła od ciosów nożem zadanych w okolice szyi i głowy – uściśla prokurator Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Zarzut zabójstwa usłyszał syn mężczyzny. Jego matka odpowie za zacieranie śladów – dodawała.
Polecany artykuł:
Murowany, parterowy dom należący do rodziny M. widział już niejedną awanturę. Wysoki, ale żylasty Przemysław M. nie raz próbował wychowywać swego dorosłego już syna na nowo. Kamil lata szkolne spędził w Szczecinie, gdzie uczył się w szkołach morskich. – Pływał już nawet na statkach. Jakieś trzy lata temu wrócił do domu. Nie chciał rozmawiać o tym, dlaczego rzucił morze – opowiadają sąsiedzi. Dodają, że cała rodzina często zaglądała do kieliszka. – Po kilku głębszych Kamil z ojcem często się kłócili – zdradzili.
Podczas procesu Kamil M. widział to inaczej. Spokojny, opanowany, kiedy opowiadał o tym co się stało miał łzy w oczach. Mówił, że ojciec znęcał się nad nim od wielu lat. – Dwa razy złamał mi nos, raz kopnął mnie we nogę podbitym butem tak, że złamał mi kostkę, potrzebna była operacja – wymieniał zbolałym głosem. – Od trzech lat był coraz agresywniejszy, wiele razy zamykaliśmy się przed nim w pokoju na klucz – wspominał ze ściśniętym gardłem.
Feralnego dnia Przemysław M. miał dokuczać mu już od popołudnia. – Wyzywał mnie, groził, że mnie zabije. Schodziłem mu z drogi – opowiadał. Natknęli się na siebie późnym wieczorem w przedpokoju. – Ojciec ruszył na mnie, złapałem za nóż, żeby go nastraszyć – zeznawał. Zaczęli się kotłować po podłodze. Starszy z mężczyzn leżał na młodszym. Dusił. To wtedy padły dwa ciosy nożem w plecy i kark. Przemysław M. odsunął się wtedy od syna. – Dalej mnie wyzywał, groził, uciekłem do pokoju – opowiadał.
Polecany artykuł:
Jak mówi, obudził go płacz matki, która nad ranem zobaczyła, co się stało. Zamiast na policję, zadzwoniła do lekarza, mówiąc, że jej mąż nie żyje. Wcześniej umyła go i przebrała, a zakrwawiony chodnik przeprała. Nie przyznaje się do winy: umyła go i ubrała, bo źle wyglądał, a do chodnika zlatywały się muchy… Kamil M. przyznał się do zabójstwa. Twierdzi, że tego nie chciał. – Nie wiem jak dalej żyć z tym, że z mojej ręki zginął ojciec, którego w sumie kochałem – zeznawał.
Śledczy, którzy zajęli się sprawą, oskarżyli Kamila M. o zabójstwo ojca, a jego matkę – Joannę M. – o zacieranie śladów i utrudnianie śledztwa. W piątek sąd uniewinnił Kamila M., kary nie poniesie również jego matka. – Oskarżony został przez ojca brutalnie zaatakowany. Zadał mu dwa ciosy nożem w momencie, gdy na skutek duszenia ojca nie mógł oddychać i zaczął tracić świadomość. Uderzając nożem, walczył o własne życie. Tym samym działał w obronie koniecznej, odpierając bezpośredni i bezprawny zamach na swoje życie – uzasadniał wyrok sędzia Łukasz Obłoza.
Wyrok nie jest prawomocny. W rodzinnej wsi Kamila M. emocje rozgorzały na nowo. – Jak to jest, była zbrodnia, kary nie ma? – zastanawia się mężczyzna pod sklepem. Jego zdaniem, przynajmniej wobec innych ludzi, Przemysław M. zachowywał się jak najbardziej poprawnie. Choć we wsi jest cmentarz, mężczyzna spoczął w grobie rodziców w innej miejscowości. Tak zdecydowali bracia Przemysława M.