To było spełnienie największych marzeń młodego Kazacha. Imanali przyjechał do Polski w ramach wymiany międzynarodowej. Chciał zostać sadownikiem, żeby zająć się profesjonalnie sadami należącymi do jego babci, która go wychowywała. Niestety, równo po dwóch miesiącach od pierwszego dzwonka w szkole jego marzenia, plany, przyszłość... wszystko na zawsze się skończyło. Za tragedią stoi Dariusz Ch., emerytowany policjant, od kilkunastu lat myśliwy, choć tragicznego w skutkach „polowania” nie zgłosił nikomu. – Byłem przekonany na 1000 procent, że to dzik. Ciemny kształt między rzędami drzewek nie poruszał się, tak robią odyńce – przekonywał później, wracając do nocy 1 listopada 2020 roku, kiedy to, mijając po lewej stronie budynki szkoły, zatrzymał się przy położonym za nimi sadzie owocowym. Potraktował Imanalego jak zwierzę. Chłopiec tymczasem wymknął się z kolegami z internatu po jabłka i na widok latarki Dariusza Ch. przycupnął przy drzewku. Padł strzał.
Polecany artykuł:
– K... to człowiek – zaklął towarzyszący myśliwemu Marcin B. (42 l.), kościelny w miejscowym kościele i strażak OSP, widząc, że „odyniec” wstaje. Uciekli. Potem tłumaczyli, że byli w szoku. Imanali zmarł, miał przestrzeloną nerkę, płuco, zmasakrowaną twarz. – Jakby co, to szukaliśmy mojego psa – sprawca tragedii zadbał o alibi. Za zabójstwo grozi mu nawet dożywocie. Nie przyznał się do winy. – Chciałbym przeprosić rodzinę zmarłego chłopca. Codziennie o tym myślę – mówił łamiącym się głosem. Marcinowi B. grozi pięć lat więzienia. – Przepraszam, że uciekłem i nie pomogłem – powiedział. Chce dobrowolnie poddać się karze.