Chłopczyk początkowo nawet się nie bronił. Kiedy zbliżała się do łóżka, w którym leżał, myślał zapewne, że pogłaszcze go po głowie. W końcu to mama, która tysiące razy brała go w ramiona, całowała w czoło i mówiła „kocham cię synku”.
Do zbrodni doszło w piątek w hostelu w Lublinie. Morderczyni została zatrzymana nazajutrz w okolicach Puław. Była o krok od samobójstwa. – Został jej przedstawiony zarzut, że w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia małoletniego syna, działając ze szczególnym okrucieństwem i w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, nakrywając kołdrą jego ciało wraz z głową, unieruchomiła je, przytrzymując własnym ciałem i w ten sposób doprowadziła do uduszenia pokrzywdzonego – informuje Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Podaje przy tym opis obrażeń chłopca świadczących o tym, że próbował walczyć o życie. Filip miał „wybroczyny podspojówkowe, szereg wylewów krwawych w tkance podskórnej całej głowy i w przyczepie prawego mięśnia mostkowo-obojczykowego, ostrą rozedmę płuc i wybroczyny krwawe na przeponie”. – Monika S. przyznała się do zarzucanego jej czynu i składała wyjaśnienia, których treści nie ujawniamy z uwagi na dobro postępowania – dodaje prok. Kępka.
W szkole, do której chodził Filip, nikt nie chce komentować tragedii. – Jesteśmy w szoku – ucina dyrektorka placówki. Także bliscy chłopca pogrążeni są w rozpaczy. Ojciec Filipa, który ostatnio nie mieszkał z nimi w Kłodnicy, pierwszy dowiedział się o tragedii – policjanci dotarli do niego jeszcze w piątek wieczorem. Podobno jest w poważnym stanie.
Monice S. grozi dożywocie. Najprawdopodobniej, zanim stanie przed sądem, zbadają ją biegli psychiatrzy.