Kpt. Dariusz Sienicki w rozmowie z Polską Agencją Prasową podał, że w nocy z niedzieli na poniedziałek strona ukraińska umożliwiła uchodźcom piesze przekraczanie granicy w Dorohusku. "Ruch odbywa się na bieżąco" – dodał.
Przypomniał, że jeszcze w niedzielę na przekroczenie granicy w Dorohusku trzeba było czekać 70 godzin. Wolontariusze pomagający uchodźcom przy przejściu w Dorohusku powiedzieli reporterowi PAP, że duży ruch był w sobotę i niedzielę, a szczyt napływu uchodźców nastąpił w nocy z niedzieli na poniedziałek.
- Tu były tabuny ludzi, trwało to do trzeciej w nocy – powiedział wolontariusz z Chełma Paweł Gołębiowski. Dodał, że uchodźcy podchodzili do namiotu wolontariuszy, którzy podawali im jedzenie, wodę, środki czystości i inne potrzebne artykuły.
Ukraińcy poszukiwali głównie transportu, który oferowała im straż pożarna i osoby prywatne.
-W pewnym momencie w tę i z powrotem krążyło 15 samochodów, które rozwoziły ludzi do punktów recepcyjnych i w inne miejsca - wyjaśnił Gołębiowski, który osobom przekraczającym granicę w Dorohusku pomaga od kilku dni.
Zobacz też: Uciekli przed wojną. Uchodźcy z Ukrainy przyjeżdżają do Lublina. „Wierzę, że wrócę”
Wojna na Ukrainie. Uchodźcy szukają schronienia w Polsce
W grupie uchodźców, którzy wysiedli z autokaru tuż za szlabanem przejścia granicznego, była Alona. Przyjechała z Łucka z trzema synami w wieku 9-13 lat.
- Z domu wyjechaliśmy samochodem w niedzielę wieczorem. Jedziemy do znajomych do Radomia – powiedziała. Dodała, że na Ukrainie jest niebezpiecznie. Była wdzięczna wolontariuszom i polskim służbom na granicy za okazaną pomoc. "Złoci ludzie" – dodała.
Przed wjazdem na przejście graniczne na swoich bliskich czekała Ludmila. Wyjaśniła, że jest Ukrainką, ale żyje i pracuje w Jelczu-Laskowicach (Dolnośląskie). W Dorohusku czeka na swojego 14-letniego syna, który ma przyjechać ze swoją babcią i 15-letnią córką siostry.
- Przy granicy na Ukrainie stoi samochód z moim dziadkiem. Ja zabiorę dzieci do mnie, a mama wróci z dziadkiem do domu – powiedziała.Ludmila słyszała, że między Łuckiem a Równem stoją rosyjskie transportery i mieszkańcy boją się rosyjskich maruderów.
- Żołnierze są źli, głodni, chodzą po magazynach, domach, jak zobaczą młodego chłopaka albo dziewczynę, to nie wiadomo – powiedziała Ludmila, cytowana przez PAP.
Rodzina relacjonowała jej, że nad Łuckiem latały rosyjskie drony, a ukraińska obrona terytorialna wyszukuje dywersantów.Ludmila opowiedziała także o córce swojej siostry, która jest teraz w Kijowie. "Ona nie wyjechała i teraz boi się, żeby jej nie zabili" – wyznała zdenerwowana.
Lubelskie. Przejścia graniczne z Ukrainą
Polsko-ukraińska granica w województwie lubelskim liczy 296 km. W regionie funkcjonują cztery przejścia graniczne z Ukrainą: w Dorohusku, Hrebennem, Dołhobyczowie i Zosinie. Pojazdy ciężarowe odprawiane są na dwóch: w Hrebennem i Dorohusku. Do tego jeszcze funkcjonują dwa przejścia kolejowe (Dorohusk, Hrubieszów).