Potężne buldożery pracowały przy ul. Bernardyńskiej przez kilka dni. Teraz trwa tam już porządkowanie, wywożony jest gruz. Setki ton gruzu, resztek mebli, ubrań, sprzętów domowych, itp. Mówiąc najkrócej, nie istnieje już kamienica przy ul. Bernardyńskiej 10, posadowiona po sąsiedzku z zabytkową kamienicą, onegdaj rezydencją Gorajskich. W nocy z piątku na sobotę zawaliła się jedna ze ścian przeszło stuletniego budynku, a uszkodzenia okazały się tak poważne, że w sobotę podjęto decyzję o całkowitym wyburzeniu kamienicy. Na szczęście nikomu nic się nie stało, mieszkańcy w porę ewakuowali się w bezpieczne miejsce.
To nie znaczy, że ich życie się nie zmieniło. Zmieniło się całkowicie. Zostali bez niczego.
- Nasi przyjaciele musieli szybko opuścić swoje mieszkanie dosłownie w kilka minut zabierając tak naprawdę to co mieli pod ręką - zostawiając całe swoje życie, które legło w gruzach wraz z kamienicą - czytamy w opisie dwóch zbiórek, jakie zostały uruchomione dla ofiar tej tragedii. - Jarek wspaniały wędkarz, dobry mąż i ojciec , sąsiad działkowiec chłopak zawsze pomocny - teraz ta pomoc jest potrzebna jemu i jego rodzinie. Każda nawet najmniejsza pomoc po prostu potrzebna i na wagę złota.
Budynek przy ul. Bernardyńskiej 10 nie był zabytkiem w sensie ścisłym, był jednak ważnym elementem architektonicznym śródmieścia Lublina. Zbudowany został w połowie XIX wieku i kilka razy przebudowywany. Najprawdopodobniej przyczyną katastrofy budowlanej była woda, która wydobywając się z uszkodzonych rur podmyła fundamenty. Ciekawe były zwłaszcza starsze części kamienicy, w której zobaczyć można było jeszcze podłogę na klatce schodowej pochodzącą z połowy XIX wieku i takąż i stolarkę.
Wszystko przestało istnieć w ciągu kilkunastu godzin. Ile historii ludzkich związanych z tym adresem, ile narodzin i śmierci, ile rodzin tam mieszkało na przestrzeni lat? Tego nikt nie zliczy. Da się jednak zrozumieć, w jakim położeniu zostali ci, którzy musieli uciekać z walącego się budynku.
- W piątek (17 stycznia 2025) dwie najbliższe mi rodziny (dziadkowie, rodzice mojego narzeczonego i sam narzeczony) w ciągu jednej nocy stracili dach nad głowami oraz dorobek całego życia. Kamienica, w której mieszkali przez 60 lat uległa częściowemu zawaleniu i została podjęta decyzja o całkowitej rozbiórce - czytamy w opisie drugiej zbiórki. - W piątek po południu zadzwoniła do nas mama i babcia, że pękają ściany i podłogi w mieszkaniach. To my podjęliśmy decyzję o natychmiastowej ewakuacji dziadków (80 lat) i rodziców (60 lat) - tak na wszelki wypadek. Wzięli ze sobą jedynie potrzebne rzeczy na jedną noc - koszula nocna, piżama, leki oraz zwierzęta. Mieli następnego dnia wrócić i zabrać choćby większą ilości ubrań. Niestety nikt z nas nie spodziewał się, że nie będzie nam dane tam wrócić.
To wielka tragedia. W sprawie katastrofy budowlanej śledztwo wszczęła Prokuratura Rejonowa Lublin-Północ. - Będziemy badać, jakie były przyczyny tej katastrofy i czy doszło do jakichś zaniedbań ludzkich, które mogły mieć na to wpływ - informuje prok. Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Czytaj też: Lubelskie lotnisko podsumowało rok. Więcej pasażerów, w planach nowe kierunki
Śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komuś. W życiu byłych mieszkańców kamienicy nie zmienia to w tej chwili niczego. - I nagle ....... Dziadkowie i Rodzice zostali z tym co mieli na sobie ...... - nie ma już nic więcej - to zdanie doskonale to puentuje.