- Na tarasie willi Rafała Sikory w Lublinie pojawił się ogromny pająk zrobiony z butelek po wodzie mineralnej
- Konstrukcja powstała z około tysiąca plastikowych opakowań, gromadzonych przez sześć lat
- Pomysł był autorstwa pana Rafała, a koncepcję artystyczną opracowała jego córka Weronika
- Instalacja przyciąga uwagę mieszkańców i spacerowiczów – wielu zatrzymuje się, by ją podziwiać
- Autor inspirował się halloweenowymi dekoracjami z Nowego Jorku, które zrobiły na nim duże wrażenie
Halloween ma swe korzenie w kulturze celtyckiej, nazwa jest skrótem od „All Hallows’ Eve”, co oznacza Wigilia Wszystkich Świętych. Kiedyś traktowano je jako wieczór, w którym czciło się pamięć zmarłych, dzisiaj ma zdecydowanie lżejszy i weselszy oddźwięk. - Od dawna bardzo się tym interesowałem, tradycja Halloween mnie fascynuje - opowiada pan Rafał przypominając sobie dwie wizyty w Nowym Jorku, gdzie trafił z rodziną w tym czasie. Fascynuje go nie jako filozofia czy sposób na życie (jest katolikiem), ale kulturowy, kolorowy fenomen. - Zarówno parada, przebrania w których pojawili się na niej ludzie, jak i obłędne wręcz dekoracje domów zostały mi w pamięci.
Pomysł z pająkiem pojawił się spontanicznie. Od 6 lat nie wyrzucał butelek po swej ulubionej wodzie mineralnej z myślą, że coś z nich zrobi, wybuduje. Sterty plastiku na strychu rosły z każdym tygodniem. - Weź coś z tym zrób, bo już nie ma gdzie prania wieszać - delikatnie zasugerowała mu żona.
Czytaj też: Najlepsze horrory wszech czasów. Co obejrzeć w Halloween? Na pierwszym miejscu absolutna klasyka
No więc zrobili, rodzinnie oczywiście. Poszczególne części pająka-giganta powstawały w kuchni domu, a potem mocowano je ze sobą na zewnątrz. Poszło około tysiąca sztuk opakowań. - Okiełznać taką ilość butelek nie było łatwo - mówi, podkreślając, że wszystko udało się znakomicie i konstrukcja jest stabilna. - Nawet duży podmuch wiatru nie sprawi, że poleci gdzieś na miasto - dodaje z uśmiechem.
Czytaj też: Idealne miasto PRL. Perła socrealizmu. Wtedy było najnowocześniejsze w kraju
Cieszy go, że sprawił radość nie tylko swoim bliskim, ale i sąsiadom i całkowicie obcym ludziom. Przechodząc chodnikiem obok domu na lubelskiej "Dziesiątej" każdy się zatrzymuje i ogląda pająka. - Ale musi jeść duże muchy - racjonalnie zauważył pewien kilkuletni spacerowicz.