Horror!

Anna wysiadła z PKS i zginęła straszną śmiercią. Ludzie we wsi: "Piersi jej poodrzynał"

2023-09-26 5:00

Strasznie była zmasakrowana, nieludzko. Piersi jej poodrzynał, ręce, nogi miała całe w skrzepach krwi - wspominają mieszkańcy wsi. Ciało okrutnie zmasakrowanej Anny K. (+52 l.) znaleziono w listopadzie 1987 roku w lasku nieopodal mieszkania jej syna w Kolonii Bychawka Druga pod Lublinem. Na miejscu zbrodni znaleziono jedynie jesienną męską czapkę i to ona po 35 latach doprowadziła do zatrzymania mężczyzny, który najprawdopodobniej jest mordercą.

Anna K. przez lata mieszkała w Kolonii Bychawka Druga położonej kilkanaście kilometrów od Lublina. Już mając dorosłe dzieci zdecydowała się na przeprowadzkę do miasta. Tam miała pracę, tam też mieszkał jej nowy partner. Mieszkającego na ojcowiźnie syna odwiedzała często. Późnym wieczorem 24 listopada 1987 roku wysiadła z autobusu PKS i ruszyła drogą tak dobrze sobie znaną. Minęła stojące przy drodze domostwa i zagłębiła się w rosnący we wsi nieduży lasek. Do domu syna miała nie dalej niż 300 metrów. W siąpiacym listopadowym deszczu słyszała najpewniej kroki na błotnistej drodze. Widziała, jak ktoś zamachnął się nad nią i uderzył czymś ciężkim. Broniła się w milczeniu, bowiem niedawno miała operację laryngologiczną, poza tym deszcz i tak wiele wygłuszył. Ciało kobiety znaleziono na drugi dzień rano. Sprawca nawet nie próbował go ukryć.

- Sekcja wykazała przyczynę zgonu jako wykrwawienie od ciosów zadanych nożem. Rany cięte na całym ciele i obrażenia rąk kobiety wskazywały, że ofiara broniła się. Nie stwierdzono jednak, aby doszło do zgwałcenia - informuje nadkom. Andrzej Fijołek z KWP w Lublinie.

We wsi mimo upływu lat łatwo spotkać ludzi, którzy pamiętają tragedię. - Strasznie była zmasakrowana, nieludzko. Piersi jej poodrzynał, ręce, nogi miała całe w skrzepach krwi - wspominają. Śledztwo, chociaż prowadzone z animuszem nic nie dało. Milicjanci zatrzymali nawet kilka osób, które okazało się, że nie mają nic wspólnego ze zbrodnią. W tamtym czasie nie było możliwości pobrania i porównywania profili genetycznych DNA, a to właśnie było kluczem do rozwiązania zagadki. Sprawa została umorzona z powodu niewykrycia sprawcy, jednak po latach trafiła do tzw. Archiwum X czyli zespołu policjantów z Wydziału Kryminalnego Komedy Wojewódzkiej Policji Lublinie. Dokonali ponownej analizy sprawy. Znaleziona na miejscu czapka została przekazana do Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Lublinie. Policjanci od wewnętrznej strony otoku czapki pobrali ślad DNA. Wyodrębniony w ten sposób profil DNA.

Przełom w sprawie nastąpił niemal w chwili, kiedy to policjanci z zespołu patrolowego komisariatu w Bychawie zatrzymali do kontroli kierującego skuterem 60-letniego mężczyznę. Styl jazdy wskazywał, że może on być nietrzeźwy. - Wynik badania alkomatem wskazał, że kierujący ma prawie 1.5 promile alkoholu w organizmie. Dodatkowo okazało się, że jechał łamiąc sądowy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych nałożony za wcześniejszą jazdę po alkoholu ciągnikiem rolniczym - opowiadają policjanci. Zgodnie z przepisami pobrali od kierującego wymaz do badań genetycznych oraz odciski palców.

Uzyskany w ten sposób profil DNA trafił do policyjnej bazy. Po kilku miesiącach okazało się, że jest on zgodny z profilem uzyskanym z dowodowej czapki. Wiesław W. nie przyznaje się do niczego. Twierdzi, że na miejsce zbrodni czapkę zaniósł pies. Mieszkał cały czas w okolicy, ma dwóch synów, wnuki. Znany był jako złota rączka. Znał się z synem ofiary. - Wypili czasem piwo pod sklepem - wspominają ludzie. Grozi mu dożywocie.

Zgwałcił i zamordował pielęgniarkę. Po 21 latach stanął przed sądem
Sonda
Czy sprawcy zabójstw powinni od razu trafiać za kraty na dożywocie?
Listen on Spreaker.