O tym, że coś jest nie tak, poinformowała policjantów córka Marii S. Kobieta poinformowała policję, że nie ma kontaktu ze swoją matką. Rozpoczęły się poszukiwania, które trwały trzy dni. Nikt się jednak nie spodziewała, jaka była prawda. Konrad S. opowiadał, że jego mama gdzieś wyjechała. Przez kilka dni żył z porażającą tajemnicą w sercu. Wiedział, że matka nie wyjechała. Jej ciało i rzeczy osobiste sam wyniósł na podmokłe łąki i szuwary, które rozpościerały się za domem. Wpadł przypadkowo. Policjanci odkryli bowiem, że Konrad S. posiada na swym telefonie treści pedofilskie i z tego powodu trafił na komendę.
- Najpierw powiedział, że kobieta niefortunnie upadła, po czym straciła przytomność, przestraszył się i przeniósł matkę na łóżko. Następnie powiedział, że podczas kłótni doszło między nimi do szarpaniny. Gdy zobaczył, że kobieta nie daje oznak życia, przestraszył się i ukrył zwłoki matki - powiedziała sierż. szt. Angelika Głąb-Kunysz z chełmskiej policji. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że kobieta zginęła od ciosu młotkiem w głowę. Funkcjonariusze znaleźli zwłoki Marii S. w miejscu wskazanym przez mężczyznę. Były ukryte w zaroślach w bagnistym terenie.
Sąsiedzi Marii S. są wstrząśnięci tą tragedią. 61-latka nie miała łatwego życia. Jej mąż targnął się na swoje życie, tak samo jak jeden z jej synów. Poturbowana przez życie kobieta zaczęła pić. Mimo nałogu, dbała o dom i obejście. - Mieszkali razem z Konradem. Spokojni. Nikomu nie wadzili - opowiada jeden z mieszkańców wioski.