Tu odpoczywała przyszła noblistka

Zawieprzyce to perła Lubelszczyzny. To tu Maria Skłodowska-Curie jako nastolatka spędzała wakacje

2024-09-17 10:18

Zawieprzyce, mała wieś pod Łęczną na Lubelszczyźnie. Warto przyjechać tu jesienią, popatrzeć z nadrzecznych łąk na przepięknie górujące nad Wieprzem ruiny zamku, którego początki sięgają XVI wieku, połazić między ruinami mając w uszach słowa legendy o mściwym kasztelanie, który nakazał zamurować żywcem parę kochanków. Robić to, co w 1883 roku podczas swych ostatnich beztroskich wakacji robiła nastoletnia Marysia Skłodowska, przyszła noblistka...

W 1883 roku panna Marysia przyjechała do stryjecznego dziadka Ksawerego (czyli brata jej dziadka Józefa) nie pierwszy raz, bawiła tam często korzystając z gościny i pięknej okolicy, którą przemierzała konno (Ksawery był znawcą koni, w stajni którą odnowioną możemy teraz oglądać miał wiele wspaniałych wierzchowców) bądź jeszcze chętniej, pieszo.

- Panienka to tak chodzi i ogląda te kwiatki - pewno zwracali się do niej takimi słowami świadkowie jej spacerów i "badań" nad przyrodą zupełnie nieświadomi, że za lat kilka panna Marysia zawojuje paryską Sorbonę, a później jako Maria Skłodowska-Curie (jej mąż Piotr Curie był Francuzem) zdobędzie nieśmiertelną naukową sławę.

We wspomnianym roku w Zawieprzycach spędziła kilka miesięcy, szesnastoletnia dziewczyna chłonęła wszystko, co wokół niej się działo. Ksawery Skłodowski dzierżawił majątek Zawieprzyce i gospodarował nowocześnie i z dobrym skutkiem. Wprawdzie zamku nie odbudował, ten spalił się prawie całkowicie kilkadziesiąt lat przed objęciem majątku w arendę, to o resztę dbał jak mało kto. To w zamku tym jak głosi legenda, w dawnych czasach kasztelan kazał zamurować żywcem jeńca i piękną Greczynkę, która także przebywając w niewoli pokochała młodzieńca. Tego zazdrosny o uczucie szlachcic nie zniósł.

Zawieprzyce. To tutaj Maria Skłodowska jako nastolatka spędzała wakacje

Stajnia, lamus, oficyna i piękna oranżeria robiły wrażenie na Marysi, spacerując po pięknym lipowym parku łatwo to zrozumieć. Do naszych czasów w dobrym stanie dotrwała oficyna, gdzie mieści się szkoła, odnowiona stajnia, lamus... Tylko z oranżerii zostały ruiny, paradoksalnie natura objęła ją w swoje posiadanie, pełno w niej samosiejek...

- Chodzimy często na spacery do lasu, gdzie zbiera się kilkadziesiąt osób, gramy w serso, w palanta o którym nie mam wyobrażenia, w kotka i myszkę, w gąski i inne młodociane zabawy. Mieliśmy tu masę poziomek, tak że za 5 groszy można było mieć zupełnie wystarczającą porcję, bo głęboki talerz zupełny z czubkiem... Smażyliśmy dużo konfitur... Nie czytam nic poważnego... Nieraz przychodzi mi ochota śmiać się z siebie i z prawdziwą przyjemnością rozważam swój brak rozumu... - wspominała później w swych zapiskach przyszła noblistka.

Zawieprzyce czekają... Można tam dojechać nawet autobusem MPK Lublin, choć odległość jest już spora.

Sonda
Czy interesujesz się historią Lublina?