Podobno okrutny plan Kamila, który powstał przy udziale jego matki (a żony Przemysława), mógł zakończyć się sukcesem, bo lekarz skłonny był podpisać akt zgonu. Synobójca wspólnie z Joanną M. (56 l.) świetnie grali swe role. – Pewnie zrobili z niego zakałę rodziny, każdy mógł się nabrać – mówią ludzie pod miejscowym sklepem.
W zadbanym obejściu, niewyglądającym na melinę, historia o ojcu despocie pijącym non stop alkohol i biednej rodzinie mogła wzbudzić zaufanie. Tyle tylko, że lekarz postanowił przyjrzeć się jeszcze raz zwłokom. Odkrył coś, co kazało mu od razu wezwać policję.
– Ofiara zginęła od ciosów nożem zadanych w okolice szyi i głowy – uściśla prokurator Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Zarzut zabójstwa usłyszał syn mężczyzny. Jego matka odpowie za zacieranie śladów.
Murowany, parterowy dom należący do rodziny M. widział już niejedną awanturę. Wysoki, ale żylasty Przemysław M. nie raz próbował wychowywać swego dorosłego już syna na nowo. Kamil lata szkolne spędził w Szczecinie, gdzie uczył się w szkołach morskich. – Pływał już nawet na statkach. Jakieś trzy lata temu wrócił do domu. Nie chciał rozmawiać o tym, dlaczego rzucił morze – opowiadają sąsiedzi.
Zobacz też: IMIGRANCI pomylili ciężarówki. Zamiast we Francji, WYLĄDOWALI pod Białą Podlaską
Dodają, że cała rodzina często zaglądała do kieliszka. – Po kilku głębszych Kamil z ojcem często się kłócili. Zapewne tak było i feralnego wieczoru. Nieoficjalnie wiadomo, że Przemysław M. zginął w domu, w przedpokoju. Syn z matką umyli go dokładnie z krwi, założyli czyste ubrania. Wyprali chodniczki z krwawych śladów. Suszą się do tej pory pod domem.
Kamilowi M. grozi dożywocie.
Polecany artykuł: