Nie jest pewne, czy to dron zniszczył dach domu w Wyrykach. Prokuratura bada sprawę, świadek widział pocisk
Drony nadleciały nad Polskę, część została zestrzelona, a część sama spadła - w większości na pola, jeden na klatkę na króliki (!), nie czyniąc jej zresztą żadnej krzywdy, ale jeden (najwyraźniej inny, o wiele większy) niestety na dom mieszkalny, niszcząc mu dach i piętro - po dramatycznych wydarzeniach, do których doszło w nocy z 9 na 10 września, taka właśnie jest oficjalna wersja wydarzeń. To rosyjski dron zniszczył dom w Polsce - pisały polskie i światowe media. "Dom, który może wywołać III wojnę światową" - pisał brytyjski Telegraph, pokazując zdjęcia budynku w Wyrykach. Teraz jednak okazuje się, że wszystko to wcale nie jest takie oczywiste. Bo to mógł nie być dron czy część drona, a coś jeszcze innego. I nie są to dziwne teorie z internetu, których oczywiście też nie brakuje, a wypowiedzi śledczych, którzy nie są jeszcze pewni, co właściwie wydarzyło się w Wyrykach.
ZOBACZ TEŻ: Dom we wsi Wyryki zniszczony przez burzę, a nie drona? Bzdura!
"Obiekt nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron ani jako jego fragmenty"
"Zdarzenie w Wyrykach Woli w powiecie włodawskim dotyczy niezidentyfikowanego obiektu latającego, który spowodował zniszczenia m.in. domu mieszkalnego. Obiekt nie został na chwilę obecną zidentyfikowany ani jako dron ani jako jego fragmenty" – powiedziała Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie, cytowana przez lokalny Lublin 112. To nie wszystko. Pan Tomasz, świadek zdarzeń w Wyrykach, w rozmowie z Nowym Tygodniem opowiedział, że nad ranem zobaczył faktycznie dużego drona, ale także myśliwiec, który lecąc nisko, wypuścił rakietę w kierunku tego obiektu, ale chybił. Sytuacja nie jest więc jednoznaczna. Nie zmienia to w niczym dramatu mieszkańców domu, którzy co prawda szczęśliwie nie ucierpieli, ale muszą zmierzyć się z traumą po zdarzeniach sprzed dwóch dni i z odbudową budynku. Nie wiadomo, czy dostaną wsparcie finansowe od państwa.
