– Jeszcze wrócę na boisko – zapewnia Andrzej Kamiński-Bator (39 l.). I można mu wierzyć, bo ten mężczyzna to prawdziwy twardziel – były zawodnik rugby, a obecnie sędzia tej szlachetnej dyscypliny sportu. Kilkanaście dni temu pod Lubartowem (woj. lubelskie) uległ bardzo poważnemu wypadkowi, w hondę, którą jechał z rodziną, wjechał citroen berlingo. Andrzej stracił pięć litrów krwi, był połamany, ale przeżył. Niestety, kierowca drugiego auta – aktor Teatru im. J. Osterwy w Lublinie, Przemysław Gąsiorowicz (+42 l.), zmarł w szpitalu.
Do tragedii doszło kilkanaście dni temu, 8 stycznia. Pan Andrzej – z żoną i dwójką malutkich dzieci – wracał do Lublina od strony Białej Podlaskiej. Wjeżdżali na obwodnicę Lubartowa.
– Nagle zrozumiałem, że coś jest nie tak – wspominał po kilku dniach. – Auto jadące z naprzeciwka zachowywało się tak, jakby chciało skręcić w lewo, w ulicę, której przecież nie było…
W ostatnim momencie odbił w prawo, biorąc cały impet zderzenia na siebie. Dzięki temu jego rodzina praktycznie nie ucierpiała.
– Dawno nie widziałem tak połamanych ludzi, a w hondzie chlupotało od krwi – zwierzał się potem kolegom pana Andrzeja ratujący ich strażak. Niestety, dla kierowcy citroena, znanego aktora Przemysława Gąsiorowicza, los okazał się okrutniejszy – zmarł po kilku godzinach w szpitalu.
Andrzej przeżył.
– Byłem przekonany, że to już koniec. Podobno krzyczałem, żeby mnie zostawili, bo i tak umrę – wspomina. Na szczęście strażacy pojawili się dosłownie po chwili. Wycięli go ze zmiażdżonego auta.
Andrzej Kamiński-Bator to twardy człowiek, rugbista. Przygodę z jajowatą piłką zaczynał od występów w młodzieżowych drużynach KS Budowlani Lublin. Po zakończeniu wieku juniora zrezygnował z gry, ale nie rozstał się z ukochaną dyscypliną, tworząc klub kibica lubelskiej drużyny. W 2007 roku został członkiem Kolegium Sędziów Polskiego Związku Rugby i od tamtej pory sędziował setki spotkań na wszystkich poziomach rozgrywkowych oraz w rozgrywkach młodzieżowych w Polsce.
Zobacz też: W Szczebrzeszynie wbił sobie nóż w szyję. Tragiczny finał policyjnej interwencji
Przed nim najważniejszy, jak do tej pory mecz. Nie o punkty czy o awans, a o zdrowie, samodzielność, sprawność i… powrót na boisko. W wypadku doznał złamania obu kości udowych, kostki i łokcia, zmiażdżenia rzepek w kolanach i połamania żeber. Przeszedł kilka operacji, jego stan jest dobry.
Od razu było wiadomo, że na leczenie i rehabilitację potrzebne będą pieniądze. Na pomoc ruszyli przyjaciele: macierzysty klub Edach Budowlani Lublin, Kolegium Sędziów Rugby, tak naprawdę całe środowisko rugby w Polsce. – Kiedy się o tym dowiedziałem, że jest tylu cudownych ludzi, którzy chcą mi pomóc… – mówi ze łzami w oczach. – To był jeden z najcudowniejszych dni w moim życiu. Przestało boleć – żartuje…
Po wyjściu ze szpitala, co powinno nastąpić na przełomie stycznia i lutego, Andrzeja czeka jeszcze kilka tygodni powrotu do zdrowia. Potem będzie mógł rozpocząć rehabilitację, która – biorąc pod uwagę liczbę i rodzaj doznanych urazów – będzie czasochłonna i kosztowna.
Polecany artykuł:
– Dlatego gorąco zachęcamy do wsparcia zbiórki i pomocy w powrocie na boisko. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na wizyty u rehabilitantów i fizjoterapeutów oraz zakup niezbędnego sprzętu – tłumaczą organizatorzy zbiórki pieniędzy przeznaczonych na pomoc panu Andrzejowi, założonej na portalu zrzutka.pl. Oto link do strony akcji: Pomóż Andrzejowi wrócić na boisko! Licznik zbiórki zapełnił się w ekspresowym tempie, ale wciąż jeszcze można pomóc.