Łazy to sporej wielkości wieś, prawie 500 numerów domów, która leży tuż przy granicy z Łukowem na Lubelszczyźnie. Mimo to wszyscy prawie się tam znają. - Diabelskim pomiot jakiś, tfu - spluwa mężczyzna pytany o młodszego z braci M. Mateusz dał się we znaki jego sąsiadowi, kiedy to opróżniwszy latrynę z nieczystości na taczkę wywalił wszystko przed drzwiami chałupy. Bo starszy pan zwrócił mu uwagę pod sklepem. Innemu groził śmiercią, podpalił coś na podwórzu, kogoś pobił bez powodu. Ze strachu ludzie tego nie zgłaszali na policję. A jak zgłaszali, to Mateusz M., to nie było już świadków ani dowodów na jego czyny.
- Nikt głowy nie będzie podstawiał - kwituje ktoś inny. - Musiała stać się tragedia, żeby się doigrał.
Traktował brata jak worek treningowy
Konrad M., brat oprawcy nie był ani agresywny, ani problemowy. Niestety, alkohol zabrał mu już w młodym wieku wiele, wszystko nawet. Utrzymywał się z dorywczych prac. Kiedy Mateusz wyszedł z więzienia, gdzie siedział m.in. za pobicie i narkotyki, jego matka i siostra wyprowadziły się z domu do Łukowa. Został Konrad. Zwyrodnialec jął traktować starszego brata jak worek treningowy. - Widziałem go pobitego szpadlem. Głowę miał kwadratową od siniaków - opowiada ktoś ze wsi. Kiedy wyszedł ze szpitala, dostał znowu. Jeszcze mocniej. Po kilku dniach trafił do szpitala, miał krwiaka mózgu. Stracił przytomność. Umarł.
Polecany artykuł:
Mateusz M. trafił w ręce policji, był zaskoczony, że tak to się skończy. - Wyliże się - mówił znajomym. Usłyszał zarzut zabójstwa brata i trafił na trzy miesiące do aresztu. Grozi mu dożywocie. Ludzie odetchnęli. - Ostatnio młodzieniec zaczął też grozić swoim sąsiadom, którzy obawiając się jego agresywnych zachowań powiadomili policjantów - opowiada asp. sztab. Marcin Jóżwik z policji w Łukowie. - Groził też swojej siostrze, którą notorycznie obrażał i wyzywał.
Listen on Spreaker.