Do siedziby Straży Miejskiej w Świdniku przyszła kobieta i wręczyła dyżurnemu kartkę papieru. Choc treść listu, napisanego kredką równym, ładnym pismem brzmiała zgoła krotochwilnie, to strażnicy podeszli do niej niezwykle poważnie. - Proszę mi pomóc. Myłam okno i zatrzasnęły się drzwi od pokoju i nie mogę wyjść.(...) Proszę powiedzieć mojej córce to może przyjdzie i otworzy z drugiej strony. Dziękuję - napisała tajemnicza pani, list następnie wyrzucając przez okno, niczym rozbitek na bezludnej wyspie list w butelce. Choć nie było tam ani adresu, starsza pani napisała, gdzie pracuje jej córka. Strażnicy miejscy, Marta Gardziała i Marcin Szkudziński ruszyli na poszukiwania.
Uwinęli się szybko. Strażnicy powiadomili córkę, która na szczęście dysponowała swoim kompletem kluczy i uwolniła mamę z zatrzaśniętego pokoju. Kobiecie nic się jej nie stało, w dobrym humorze i zdrowiu czekała na pomoc. - Wiedziałam, że się uda - powiedziała dziękując za pomoc.
Jak się okazało, zdarzenie było wynikiem osobliwego zbiegu okoliczności.
- W wyniku przeciągu zatrzasnęły się drzwi, a stojąca na korytarzu drabina, przewracając się zablokowała klamkę uniemożliwiając wyjście z pokoju. Na dodatek kobieta nie posiadała przy sobie telefonu. Przez otwarte okno mieszkanka Świdnika próbowała wezwać pomoc, ale jej głos był niesłyszalny dla przechodniów. Nie słyszała też wołania z ulicy - opowiada Marta Gardziała.
Polecany artykuł: