Kiedyś to było

IV Zlot Pojazdów FSC i PRL w Lublinie. "Pachnie identycznie jak samochód mojego taty"

2024-07-22 9:27

Łza się w oku kręci... IV Zlot Pojazdów FSC i PRL "Kocham Swoją FSC", który odbył się w weekend w Lublinie pokazał dobitnie, że rodzime syrenki, żuki, duże fiaty, maluchy starzeją się pięknie wzbudzając tęsknotę za tym co było u tych starszych i wielkie zainteresowanie u młodszej części oglądających. Ech, kiedyś to było...

Impreza, którą organizuje Automobilklub Lubelski co roku cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Łączy pokolenia, reprezentacja tatusiów z synami bądź dziadków z wnukami była wyjątkowo obfita. - Tego się nie wciska Radku, licznik tylko pokazuje prędkość - tłumaczy swemu wnukowi 50-latek, kiedy kilkulatek uznał, że licznik w syrenie jest dotykowy tak jak w innych znanych mu autach.

"Pachnie jak samochód mojego taty"

Co do syren, popularnych "skarpet" (skąd się wzięło to określenie?) i "betoniar" w Lublinie pojawiło się kilka. Zarówno starsze, model 104 i 102, jak i "ostatni wypust", czyli model 105 L, ze skrzynią biegów w podłodze, w odróżnieniu od swoich starszych sióstr, które charakterystyczny lewarek skrzyni biegów miały po prawe stronie kierownicy. Był też prawdziwy rarytas, syrena R20, czyli pick up produkowany z myślą o rolnictwie. Wszystkie zaś przenosiły oglądających kilka dekad wstecz. - Pachnie identycznie jak samochód mojego taty. Benzyną, smarem i czymś niepowtarzalnym. Identycznie - kręci głową czterdziestoparolatek.

Czytaj też: Lubelski Targ Staroci znowu przyciągnął tłumy. Zobaczcie, co można było kupić

A Janusz Nowicki, właściciel pięknego egzemplarza 105 z roku 1979 dodaje z uśmiechem: - Dźwięk otwierania tylnej klapy także jest identyczny, ten typ tak ma... - mówi. Pan Janusz dodaje, że syrena to auto z duszą. Auto, które na drodze witane jest jak prawdziwa królowa szos (kiedyś bywało inaczej, syrena była obiektem kpin), a jadąc nią co i rusz odpowiada skinieniem głowy na pozdrowienia.

- Każdy egzemplarz jest niepowtarzalny. I to dosłownie, zdarza się, że części zamienne z jednej nie pasują do drugiej, teoretycznie identycznej - podkreśla Nowicki.Gospodarzami imprezy były jednak żuki, najpopularniejsze auta dostawcze PRL, których fabryka znajdowała się nieopodal.

Żuk stworzony przez naukowców Politechniki Lubelskiej

- Jest wymagający, ale niezniszczalny - zachwala właściciel. Wiele z nich ma pod maską diesle, wiele wciąż służy swym właścicielom. Ci z podziwem w oczach patrzą się na żuka 6x6, którego stworzyli naukowcy z Politechniki Lubelskiej. - Majstersztyk - oceniają krótko.

Czytaj też: Poszliśmy na targ i oniemieliśmy. Krajowe ziemniaki. "Bo przecież z jakiegoś kraju są"

A maluszki? Polonezy? Duże fiaty? To królestwo wspomnień samo w sobie. I zdając sobie sprawę z tego, że czas PRL był czasem siermiężnym, ciężkim i szarym, wiele osób patrząc się na te auta wzdychało... "Ech, to były czasy..."