Pierwsze wzmianki w źródłach pisanych dotyczą przybytku działającego w połowie XVI wieku w okolicach Placu Rybnego. Zanim jednak na Rybnej zapachniało rybami i ulica zyskała swą nazwę, bywało tam znacznie przyjemniej. W łaźni miejskiej działał wspomniany lupanar. Prowadził go kat miejski wraz z żoną, co było jednym z dodatkowych profitów płynących z dość niewdzięcznej w końcu pracy.
Biznes, w pełni legalny przynosił zyski także kasie miejskiej, i to podobno w niebagatelnych sumach, a lokale tego typu pękały w szwach zwłaszcza w czasie jarmarków bądź pracy Trybunały Koronnego. Stamtąd szlachetnie urodzeni blisko mieli także na ulicę Olejna, również zasobną w domy publiczne. Dodajmy, że Olejna szczyciła się także bogactwem kramów z wonnymi olejkami, wonności te stały także za jej nazwą.
- W XVII wieku domy publiczne znajdowały się między innymi na Czwartku, gdzie swego czasu zażywał rozkoszy Jan Andrzej Morsztyn, w domu meliniarza Włocha na Szpitalnej czy u Grotów. W 1792 roku dom publiczny prowadził lubelski Żyd Suchar, który utrzymywał „Żydówki zajmujące się rozpustą i siejące zgorszenie wśród mieszkańców”. Nie zapominajmy także o tych kobietach, które na własną rękę prowadziły interes i namawiały do nierządu przypadkowych mężczyzn. Takich być może było jeszcze więcej niż tych, które pracowały w zamtuzach - czytamy na stronie internetowej Teatru NN w Lublinie (zakładka Tajemniczy Lublin).
W dwudziestoleciu międzywojennym Lublin także obfitował w wiele miejsc, gdzie trafiali spragnieni kobiecych wdzięków. Prostytucja była legalna, oficjalnie pracować w najstarszym zawodzie świata mogły panie co najmniej 21-letnie, pod warunkiem posiadania tzw. czarnej książeczki, gdzie lekarze poświadczali, że są zdrowe. - W latach 1924–1925 było ich tu ponoć od 400 do 600! Nierządem w takim samym stopniu zajmowały się chrześcijanki i Żydówki. Domy publiczne lokalizowano w centrum: w mieście żydowskim i na Starym Mieście – przy ulicach Złotej, Szambelańskiej, Jezuickiej i Grodzkiej. Lupanary powstawały również na przedmieściach, między innymi na Bronowicach, Tatarach, Majdanie Tatarskim, Kośminku, a także przy ulicy Zamojskiej - czytamy na stronie Teatru NN.
To był cały, szemrany świat. Zofią Jakóbczak, Przewodniczka Inspiracji opowiada na łamach Dziennika Wschodniego o Moszku Safirsztajnie – przydomek Herman, królu sutenerów lubelskich, albo Szamie Grajerze. - Ze swoją kochanką Gołdą Małc przy ul. Złotej miał swój złoty interes i prowadził go pod przykrywką salonu fryzjerskiego przy Krakowskim Przedmieściu 24. Utrzymywał, że salon zakupił za zaoszczędzone pieniądze i zarobione z fryzjerstwa środki, co oczywiście było nieprawdą - czytamy w Dzienniku Wschodnim.
Polecany artykuł:
Wiele działo się także na Szambelańskiej. Ulicę Szambelańską wytyczono dopiero na początku XIX wieku, po rozebraniu murów obronnych miasta. Wcześniej przepisy nie zezwalały na wznoszenie budowli w bezpośrednim sąsiedztwie muru. Wąską uliczkę biegnącą wzdłuż wałów nazywano początkowo Zatylną bądź Przywale. To oficjalnie, bowiem w codziennej nomenklaturze zwała się Burdelową. Wiadomo dlaczego...
Oczywiście zamtuzy to jedno, a panie oferujące swe wdzięki wprost na ulicy to drugie. Tych także było mnóstwo. - Dochodzą do nas skargi za nieporządki na ul. Zamojskiej. Zaledwie się ściemni zaludniają się rogi ul. Bernardyńskiej, Przemysłowej i koło Rusałki za miastem przy ul. Fabrycznej i koło rogatki przy ul. Foksal. Gromady dziewczyn ulicznych i ich opiekunów zachowują się z całą bezkarnością, tak że przejście temi ulicami nie tylko, że nie należy do przyjemności, lecz nawet stanowi pewne niebezpieczeństwo z powodu częstych bójek i awantur. Przed wojną Lublin tego nie znał, a obecnie orgia zepsucia i prostytucji szerzy się bezkarnie - narzekał w 1918 roku reporter Ziemi Lubelskiej.