Blisko 20 lat od zbrodni, która wstrząsnęła Polską. Do dziś nie znamy motywu ich działania… Choć, nawet gdyby precyzyjnie to wyjaśnili, nikt nie byłby w stanie tego pojąć ani zrozumieć. Jak można wymyślić i zrealizować tak makabryczny plan?
Sierpień 2003 roku. W spokojnym Czerniejowie pod Lublinem odkryto zbrodnię, obok której nie sposób było przejść obojętnie. W beczce po kiszonej kapuście odkryto zwłoki pięciorga dzieci – noworodków, które zostały zamordowane tuż po narodzinach. Choć od tego czasu minęło już 19 lat, to sprawa wciąż przeraża.
Polecany artykuł:
Czerniejów: Zwłoki dzieci w beczkach. Makabryczne odkrycie
Ta mroczna opowieść ma swój początek w latach 90., ale światło dzienne ujrzała blisko 19 lat temu. Dokładnie 20 sierpnia 2003 roku. Wówczas dwie córki państwa K. sprzątały dom w Czerniejowie. Wytoczona z piwnicy beczka po kiszonej kapuście śmierdziała niemiłosiernie, więc postanowiły ją umyć. Otworzyły wieko, a ich oczom ukazał się widok, jakiego nie powinno oglądać żadne dziecko ani dorosły.
Z plastikowej bańki wypadły główki, później wysunęły się ciała martwych dzieci. Zwłoki pięciu niemowlaków w plastikowych beczkach! Odkrycie wstrząsnęło wszystkimi. Ruszyło policyjne śledztwo ws. zbrodni w Czerniejowie. O tym horrorze usłyszała cała Polska. Ale do zbrodni nie doszło w spokojnym domu na niewielkiej wsi pod Lublinem.
Wszyscy pytali o to, co stało się w domu Jolanty i Andrzeja K., którzy tam mieszkali. Jednak prawda o „dzieciach z Czerniejowa” była związana z innym miejscem, w którym ginęły. Doszło do tego znacznie wcześniej…
W tamtą gorącą, sierpniową środę 44-letni właściciel domu wmawiał wszystkim, że nie ma pojęcia, skąd ciała martwych noworodków wzięły się na jego posesji. Czy faktycznie nie wiedział? A jego żona…? Kilka dni wcześniej przepadła bez wieści, jakby wiedziała, jakby podskórnie przeczuwała, co ma się wkrótce wydarzyć. Takiego obrotu spraw zapewne nie przewidziała, choć – jak mówił jej mąż – znikała już wcześniej. I być może dopuszczała do siebie myśl, że skrywana od kilkunastu już lat tajemnica kiedyś zostanie odkryta, a ta historia ujrzy światło dzienne.
Rodzeństwo K., pomordowane dzieci Jolanty i Andrzeja. Dzieci z Czerniejowa
Czterech chłopców i jedna dziewczynka. Ciała noworodków z beczek zostały przebadane przez biegłych, a badania genetyczne nie zostawiały wątpliwości: to dzieci państwa K.: Jolanty i Andrzeja. Prawdę o ich istnieniu i śmierci ukrywali przed wszystkimi.
Miesiąc później 38-letnią kobietę ktoś rozpoznał w Lublinie i tam też została zatrzymana. W końcu stało się jasne, że to oni mordowali własne dzieci, a ich ciała ukrawali – tam, gdzie wspólnie mieszkali, razem z resztą dzieci.
On od początku przekonywał, że o niczym nie wiedział – nawet o ciążach żony. Jolanta została oskarżona o pięć morderstw. Andrzej – o podżeganie do zbrodni. Wkrótce miała się rozpocząć trwająca latami sądowa batalia ws. zabójstw dzieci, których ciała znaleziono w beczkach w Czerniejowie na Lubelszczyźnie.
Dzieci w beczkach. Zginęły dużo wcześniej i gdzie indziej
Każdy element tej historii budzi przerażenie i rozdziera serce. Rodzice mordujący własne dzieci. Rodzeństwo, oglądające ciała noworodków, wypadające na podwórze. Zwłoki nowo narodzonych dzieci ukryte w plastikowej beczce po kiszonej kapuście. Ciała przechowywane latami w domowych warunkach. Makabryczne świadectwo zbrodni, ukryte tuż obok – w miejscu „spokojnego”, codziennego życia.
Ta sprawa pełna jest tajemnic. Bo choć procesy Jolanty i Andrzeja toczyły się za zamkniętymi drzwiami, to szczegóły dokonanej przez nich zbrodni ujrzały światło dzienne.
„Powiększyli grono aniołków” głosi napis na grobie, w którym złożono ciała piątki noworodków.
Czterech chłopców i jedna dziewczynka. Mogli żyć i być kochani, ale… zginęli tuż po porodzie. I choć mroczną tajemnicę ich śmierci odkryto w Czerniejowie w 2003 roku, to rodzeństwo ginęło dużo wcześniej i zupełnie gdzie indziej. Początek tej makabry miał miejsce w latach 90. w Lublinie. To tu, w mieszkaniu na Czubach, jednej z dzielnic miasta, dochodziło do zbrodni, która przez tyle lat była skrywana w szczelnych beczkach i która zupełnym przypadkiem ujrzała światło dzienne.
Lublin: To tu mordowała swoje dzieci. Zwłoki w beczkach z Czerniejowa
Śledczy ustalili, że pięcioro noworodków zginęło w latach 1992-1998 – na długo przed odkryciem makabrycznej zbrodni. Najstarsze z nich w tym roku obchodziłoby 30. urodziny. Reszta byłaby po „dwudziestce”.
Do porodów i następujących chwilę później morderstw też nie doszło w Czerniejowie, a właśnie w Lublinie, gdzie wówczas mieszkali K. Jolanta rodziła w wannie, nalewała wodę, by zagłuszyć płacz i topiła dziecko, przytrzymując główkę pod wodą. Pozbywała się śladów, a ciała zawijała w gazety, reklamówki i… zamykała w zamrażarce. Tak było przez lata. Dlaczego? Nie sposób zrozumieć…
Później K. przeprowadzili się do Czerniejowa pod Lublinem. Martwe noworodki z zamrażarki przeniesiono do plastikowej beczki. Tam spoczywały latami i tam zostały odnalezione.
Beczki z Czerniejowa. Pochowano w nich piątkę zamordowanych niemowlaków
Para nigdy nie pozbyła się ciał. Trzymała je w zamrażarce, a później zabrała do nowego domu. Dlaczego? W czasie zeznań przed sądem Jolanta wyjaśniła to jednym zdaniem, które do dziś przeraża: „Przecież to były moje dzieci, które nosiłam przez dziewięć miesięcy”.
Jolanta K. z Czerniejowa. Dożywocie za „dzieci w beczkach”
Ostatecznie Jolanta K. została skazana na 25 lat wiezienia. Cały czas odsiaduje jeszcze wyrok. Jej mąż już dawno wyszedł z więzienia – dostał tylko osiem lat. Kontrowersje wokół wymiaru tej kary i dysproporcji między wyrokiem dla Jolanty i Andrzeja trwają do dziś. Jednak sądowa batalia w tej sprawie i tak trwała latami i otarła się o wszystkie możliwe instancje.
W końcu w 2010 roku – blisko siedem lat po odkryciu zbrodni w Czerniejowie i niemal osiemnaście po morderstwie pierwszego z aniołków zamordowanych przez K. – zapadł wyrok. Kobieta została skazana na 25 lat więzienia. On – na osiem. Wyszedł już na wolność. Jolanta K. nadal przebywa w więzieniu.
Mordowali własne dzieci. Zwłoki noworodków w beczkach
Jolanta i Andrzej poznali się w Czerniejowie. To stąd pochodziła kobieta. W wieku kilkunastu lat straciła matkę, wychowywał ją ojciec-alkoholik. Po ślubie z Andrzejem wyjechała do miasta. Wrócili w rodzinne strony w roku 1999. Już w XXI wieku w ich domu odkryta została tajemnica, która wstrząsnęła i Czerniejowem, i Lubelszczyzną, i całym krajem.
Motywy działania państwa K. nadal nie są do końca jasne. Ciężko zresztą znaleźć jakiekolwiek racjonalne wyjaśnienie tak makabrycznej zbrodni. Przed sądem Jolanta zeznawała, że mąż ją bił i zastraszał. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, „zabraniał jej” zachodzić w ciążę, choć nie zamierzał rezygnować z seksu. Gdy pytała, co będzie, jeśli zajdzie w ciążę i urodzi dziecko, mówił, że ma „wyrzucić na śmietnik, jak obierki”.