Nic poważnego, rutynowe badania. – Nie mam czym po ciebie przyjechać. Musisz radzić sobie sam – słowa Marianny W., która odmówiła mu załatwienia transportu do domu, rozsierdziły go do żywego. Kilkanaście kilometrów pokonał na piechotę, z każdym kilometrem czując się coraz bardziej poszkodowany. W domu skierował się od razu do matki.
Zobacz też: Kluczkowice: NIELEGALNE polowania były normą?! WSTRZĄS po śmierci 16-latka [ZDJĘCIA]
– Przyłożył jej siekierę do szyi, grożąc śmiercią. Potem wziął zamach i uderzył w plecy na wysokości łopatki – dowodzą śledczy. Na szczęście dla kobiety w domu był także jej brat. Zbigniew M. (54 l.), próbował uspokoić furiata. Dostał od niego obuchem w plecy. Uciekli obydwoje, a Krzysztof W. szalał. Biegał po podwórku z siekierą w ręce i krzyczał, że wszystkich zabije. Groził także spaleniem domu.
Szybko na miejscu zjawiła się policja wezwana przez sąsiadkę. Śledczy postawili mu zarzuty usiłowania zabójstwa matki, ataku na wujka i kierowania gróźb karalnych. Mężczyzna trafił do aresztu śledczego. W piątek stanął przed sądem. – Coś mi w łeb weszło, nie wiem, nie pamiętam – powiedział tylko.
Marianna W. wybaczyła synowi.