Stara miłość nie rdzewieje. Mężczyzna przekonał się o tym dobitnie, nakrywają swą niekompletnie ubraną żonę pod namiotem z Tomaszem Ł. (33 l.). Sąd Okręgowy w Lublinie właśnie wydał wyrok w tej sprawie.
Trzeba przyznać, że wymiar sprawiedliwości nie był dla odrzuconego mężczyzny łaskawy. W poniedziałek Przemysław J. usłyszał wyrok. Sąd uznał go winnym i skazał na osiem lat więzienia.
Przyszli małżonkowie poznali się przypadkiem w lipcu 2019 roku na Placu Wolności w centrum Lublina. Od razu zaiskrzyło. Monika J. opierając głowę na muskularnych ramionach Przemka, opowiadała mu, jak podle czuje się w związku z Tomaszem Ł., z którym ma 9-letnią córkę. Mężczyzna miał się nad nią znęcać, a ona uciekła z domu. – Jeszcze tego samego dnia zostaliśmy parą – wspominał później Przemysław J. Połączyło ich uczucie tak namiętne i głębokie, że konkubinat zdał się im rzeczą nieznośną. – Poznaliśmy się 25 czerwca, a już 17 sierpnia wzięliśmy ślub. Kilkanaście dni wcześniej zamieszkaliśmy razem.
Szybko jednak okazało się, że nawet w tak cudownej materii, jaką był ich związek, znalazło się kilka skaz. Właściwie jedna: Tomasz Ł., który ani myślał zrezygnować ze swej Moniki i córki. Coraz większa obecność ex w życiu małżonki doprowadzała Przemysława J. do szewskiej furii. Latem 2020 jej eskapady jeszcze się nasiliły.
Zobacz też: ZWŁOKI na podłodze lombardu! MAKABRYCZNE ODKRYCIE w Chełmie. Co tam się stało?!
– Wiedział, że są u nas kłótnie przez to. Monika co sobotę znikała z domu – żonkoś nie mógł się pogodzić ze świadomością, że jego wybranka zamiast z nim, jeździ na kompleks basenów nad Zalewem Zemborzyckim z córką i byłym partnerem. Co więcej, zaczęli tam nocować w namiocie rozstawionym na trawniku.
Tak też było feralnego piątku. Monika J. obiecała mężowi, że spędzą sobotę razem. Miała wyjść na chwilę z domu. Kiedy mężczyzna obudził się rano, jego żony nie było w łóżku. Wczesnym rankiem wsiadł więc w autobus i pojechał nad Zalew Zemborzycki. W jednym z namiotów usłyszał głos wiarołomnej żony. Szybko pokonał zamki namiotu. Odsłonił kołdrę. Byli we trójkę.
– Monika miała na sobie pomarańczową sukienkę, ale nie miała majtek – tłumaczył na sali sądowej, dlaczego wpadł we wściekłość. – Uderzyłem kilka razy Tomka w twarz. Polała się krew. Odpuściłem, kiedy ona zasłoniła go własnym ciałem.
– Żadnego seksu nie było – zapewniał przed sądem Tomasz Ł.
Przerażona córka pary uciekła po pomoc. Kiedy napastnik zorientował się, że za chwilę przyjedzie policja, oddalił się z miejsca. Mundurowi zatrzymali go u kolegi. Był pijany. Jak ustalili śledczy, oprócz pięści, Przemysław J. miał użyć także pałki i noża, który przykładał do szyi Tomasza Ł., grożąc mu śmiercią.
– W emocjach coś tam powiedziałem, ale nie pamiętam co – przyznał. Do użycia pałki i noża, mimo że są na nich jego ślady, nie przyznał się.
Wyrok nie jest prawomocny.