Ależ to jest gość! Choć życie od pierwszych dni daje mu w kość, po komplikacjach porodowych urodził się ciężko chory, Kacperek uśmiechem i pogodą ducha mógłby obdzielić tuzin innych osób. Chłopiec nie chodzi samodzielnie, nie mówi (choć bardzo by chciał), komunikuje się z innymi za pomocą programu zainstalowaneego w tablecie.
- Kacperek doskonale zdaje sobie sprawę z tego co dzieje się wokół niego. Jest ciekawy świata i naprawdę mądry – Anna Dryglak (33 l.), mama chłopca i jego 13-letniego brata Sebastiana patrzy się z miłością na syna. – Podczas remontu dostrzegał każdy szczegół w zmieniającym się domu.
Jadwiga Hereta, dziennikarka Tygodnika Zamojskiego i radny miasta Zamość Rafał Zwolak, którzy od kilku lat animują grupę Zamojskie Anioły pomagającej potrzebującym odwiedzili chłopca w połowie ubiegłego roku.
- WC – napisał na tablecie pytany o swoje największe marzenie. Tak, nie konsola, nie komputer, nie zabawki...łazienka w jego domu była już zbyt ciasna, żeby swobodnie mógł z niej korzystać z pomocą mamy...
- Ścisnęły się nam serca – wspomina Hereta. – Na początku nie mieliśmy nic oprócz własnych chęci i marzeń Kacperka.
Ale potem zadziało się coś cudownego. Krąg ludzi, którzy chcieli pomóc rósł z każdą godziną.
- Ale dlaczego tylko łazienka, tu trzeba zrobić i nowy komin i nowy dach i nowe....wszystko – orzekli przedsiębiorcy, którzy dowiedzieli się o akcji. I nie było przeproś, ruszył remont z prawdziwego zdarzenia. Doświadczeni cieśle zobowiązali się odnowić nadwątlony zębem czasu drewniany dom.
- Wyłączamy telefony i robimy tylko dla ciebie – zapewnili chłopca. Podobnie zrobili inni budowlańcy. Na placu budowy pojawił się nowy dach, okna, komin, elewacja, wnętrze domu zmieniło układ....
- Ludzie potrzebują pomagać, czasami nie wiedzą jak...- Jadwiga Hereta obliczyła, że w ciągu remontu, który trwał zaledwie...92 dni swą cegiełkę dołożyło ponad 300 osób. Zarówno przedsiębiorcy, fachowcy, jak i dziesiątki anonimowych osób. Wiele akcji. Pomagała cała wieś o okolica.
- Na pracujących codziennie czekały smakowite posiłki. Przez cały czas rodzinę gościli u siebie sąsiedzi – wylicza dziennikarka. – Ileż to razy zdarzało się, że rolnicy rzucali pracę w polu, bo trzeba było pomóc „u Kacperka”...
A te chwile, kiedy Kacperek zajechał do nowego domu...Wyrywał się z rąk, jakby chciał szybciej przekroczyć próg domu.
- Jestem szczęśliwy. Dziękuję – wstukał w klawiaturę.
Cuda się zdarzają.