Okrutny los zabrał im życie na kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Obie panie pochodziły z Jastrzębia-Zdroju na Śląsku, a na Lubelszczyznę przyjechały za pracą. Zatrudniły się w miejscowej fermie drobiu. Lubiły się, mieszkały w jednym pokoju. We wtorek miały wolny dzień, na który zapewne czekały z wytęsknieniem. Zostały w domu, który wynajmowały wspólnie z koleżankami i kolegami z pracy. Zabił je czad.
Zobacz też: Ukochany synek zniknął tak nagle. Pan Andrzej od 13 lat szuka dziecka
Mieszkańcy stancji próbowali się do nich dodzwonić z pracy, jednak one nie odbierały już telefonów. Zaniepokojeni sytuacją, pierwsze kroki po skończeniu pracy skierowali do pokoju Ślązaczek. Były zamknięte, a spod drzwi wydobywał się dym. Jeden z mężczyzn wyważył drzwi. Kobiety leżały na łóżkach. Bez życia. Natychmiast wezwano pogotowie.
Niestety... – Reanimacja nie przyniosła skutku. Wyjaśnieniem okoliczności zajmują się policjanci i prokuratura – informuje Piotr Mucha z policji w Radzyniu Podlaskim.