Zaledwie 10-letni Mateuszek zaginął w niewielkiej miejscowości Ujazdów nad rzeką Wieprz. Do Zamościa trzeba stąd dojechać około 20 kilometrów. Przed laty największymi atrakcjami dla dzieciaków były kąpiel w pobliskiej rzece oraz zabawa w parku. Pan Andrzej w dniu zaginięcia synka wybrał się na ryby. Ostatnimi osobami, które miały widzieć chłopca, byli dwaj bracia. Jak twierdzą, odprowadzili kolegę do domu. Rodzice Mateusza po pięciu godzinach zorientowali się, że syna nie ma. - Wsiadłem na skuter i pojechałem do braci. Pytam się, gdzie jest Mateusz, bo nie wrócił do domu. A oni, niby zaspani, mówią, że rozstali się z nim nad wodą. Potem, że w parku, a później, że miał iść do kolegi. Z kolei dziadek stwierdził, że widział, jak „poszedł do Tarnogóry”. Mój teść tak mówił, jak ktoś poszedł z prądem rzeki - wspomina pan Andrzej Żukowski przed kamerami "UWAGA! TVN".
Polecany artykuł:
Początek poszukiwań dał kilka poszlak. - Znaleźliśmy zwinięte ubrania Mateusza. Były w ponad metrowych pokrzywach. Jedynie majteczek nie znaleźliśmy - mówi pan Andrzej. Strażacy i policjanci przeszukali rzekę aż 17 razy, ale dotąd bez żadnego skutku. Czy to możliwe, że Mateuszek nie utonął, że scenariusz był zupełnie inny? - Na samym początku osoby, które brały udział w poszukiwaniach i prowadziły śledztwo, skupiły się tylko i wyłącznie na kwestii utonięcia Mateusza Żukowskiego, pomijając przy tym szereg innych wątków bądź je marginalizując. Wadliwie zabezpieczono dowody, co wpłynęło na dalszy tok postępowania. Przesłuchano świadków tylko i wyłącznie w kierunku utonięcia Mateusza - wskazuje adwokat Patryk Czyżkowski. Jak twierdzi ojciec zaginionego dziecka, 10-latek nie umiał nawet pływać. - Bał się wody. Nie poszedł się tam kąpać. Aż 17 razy miałem płetwonurków, przepłynęli rzeką do Tarnogóry, to jest 40 kilometrów do tamy. Ciała nigdy nie znaleźliśmy - podkreśla pan Andrzej.
Wybierz najpiękniej rozświetlone miasto w Polsce! Do wygrania sprzęt o wartości 200 tysięcy złotych. Kliknij tutaj!
Zaangażowanie rodziny w poszukiwania stworzyło wymarzoną okazję dla oszustów. Dwa lata temu młody mężczyzna usiłował wyłudzić od pana Andrzeja pieniądze. Twierdził, że Mateuszek został porwany i wciąż żyje. Żądanie olbrzymiej gotówki skończyło się zatrzymaniem przestępcy przez policję. Ojciec zaginionego dziecka wynajmował prywatnych detektywów. Rozmawiał też z jasnowidzami. Stracił już fortunę, licząc na poznanie prawdy. - Dom, w którym mieszkałem, został wylicytowany przez komornika - ubolewa pan Andrzej w "UWAGA! TVN".
Po 13 latach wciąż nie wiadomo, co stało się z Mateuszkiem.