Widać było, że ich roznosi, że chcą pokazać, kto tu rządzi – nocą w klubie bilardowym w Chełmie (woj. lubelskie) grupa nastoletnich bandytów wszczęła karczemną awanturę. Niszczyli sprzęt, obrażali kelnerki… Wkrótce potem polała się krew. Wszystko wydarzyło się w miniony weekend w centrum spokojnego na co dzień miasta. Przemysław Gilewicz (31 l.), frontman znanego zespołu disco polo Nokaut stanął w ich obronie obsługi lokalu, chciał uspokoić agresorów, przemówić im do rozumu… Doszło do szamotaniny, a Kamil J. (18 l.) od tyłu uderzył muzyka dwukrotnie toporkiem w głowę. Ze złamaną czaszką muzyk trafił do szpitala. – Jeszcze raz zrobiłbym tak samo – deklaruje teraz, choć mógł zginąć.
Zobacz też: Zepchnął busa do rowu i uciekł! Policjanci złapali go w Lublinie
Do Masters Bowling & Bilard Chełm wokalista „Nokautu” przychodzi dość często, to jeden z ciekawszych adresów na rozrywkowej mapie Chełma. – Z polotem i kulturalnie. Czuję się tam jak u siebie – opisuje. Pełni agresji młodzieńcy o rozbujanym kroku, w czapeczkach bejsbolowych na głowie i „nerkami” (rodzaj torebki na dokumenty) przewieszonymi przez ramię tam nie zachodzą. Przynajmniej zazwyczaj. W tamten weekend było jednak inaczej. Grupa takich właśnie nastolatków zawitała w nocy z piątku na sobotę (z 21 na 22 stycznia) do klubu.
– Od razu wszczęli burdę. Napluli w twarz barmanowi, niszczyli kije bilardowe, obrażali kelnerki – wspomina dziś Przemysław Gilewicz. Wokalista disco polo nie zamierzał patrzeć na to obojętnie, zwłaszcza że nikt inny nie reagował.
Lider „Nokautu” muzyką zajmuje się od ósmego roku życia, a piosenki tego istniejącego od kilku lat zespołu z nurtu disco polo fani obejrzeli już w sieci kilkadziesiąt milionów razy (utwory zespołu goszczą w TV i w radiu), a płyty sprzedają się jak świeże bułeczki. Zanim jednak mikrofon i saksofon stały się największą prócz żony miłością Przemysława Gilewicza, był on… świetnie zapowiadającym się zawodnikiem kick-boxingu, zdobył złoty medal Pucharu Europy w najostrzejszej formule K1.
Polecany artykuł:
– Wystarczyła mi świadomość własnych możliwości, postanowiłem porozmawiać z chłopakiem, który szefował grupie. Jeśli on by się uspokoił, cała reszta poszłaby w jego ślady – mówi o wydarzeniach w klubie pobity artysta. Niestety, plany spaliły na panewce, bo jeden z młodzieńców uderzył go w twarz. Doszło do bójki, a napastnicy szybko znaleźli się na ziemi. Wtedy w ręce Kamila J. pojawił się toporek. – Dostałem kilka ciosów z „partyzanta”, od tyłu. Nie straciłem przytomności, ale zalała mnie krew. Wtedy uciekli – opowiada.
Przemysław Gilewicz trafił do szpitala. Miał połamane kości czaszki – zapadniętą zatokę oraz pękniętą kość ciemieniową. Przeszedł operację.
Sprawcy makabrycznego ataku, chuligani z chełmskiego klubu, zostali zatrzymani. Najbardziej krewki: Kamil J. i jego kolega, Jakub J. (17 l.), trafili do aresztu.
– Obaj usłyszeli już zarzuty pobicia. Starszy z nich odpowie za pobicie z użyciem niebezpiecznego przedmiotu, za co grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności – informuje kom. Ewa Czyż z Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.
Polecany artykuł:
Muzyk wciąż przebywa w szpitalu. Bardziej niż głowa, boli go świadomość, że nikt prócz niego nie zareagował. Bolą także komentarze pojawiające się m.in. w sieci, typu: „ale żeś się wylansował”… – Nie czuję się gwiazdą, to co robię, sprawia mi wielką frajdę i cieszę się, że innym także się podoba. A co do samego zajścia: wiem, że zachowałbym się tak samo – mówi dziś lider zespołu Nokaut.