Sposób, w jaki działali młodzi oszuści, wydawałby się może naiwny i banalny, gdyby nie był skuteczny. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, swe ofiary łowili, korzystając ze starych książek telefonicznych. Przedstawiali się jako policjanci Centralnego Biura Śledczego. Byli bardzo przekonujący.
Zobacz też: Ślub i wesele w piątek? WAŻNA decyzja arcybiskupa. Kościół ZMIENIŁ zdanie?
– Pokrzywdzeni uwierzyli w historię fałszywego inspektora, który twierdził, że w obiegu są fałszywe banknoty i istnieje konieczność sprawdzenia zgromadzonych przez nich oszczędności po numerach seryjnych – opowiada kom. Kamil Gołębiowski z KMP Lublin. Mieli sprawdzić banknoty przed blokiem i oczywiście po chwili oddać. I oczywiście nie oddawali. – Pokrzywdzeni łącznie stracili blisko 30 tysięcy złotych. Sprawą zajęli się lubelscy policjanci. Żmudne przeglądanie zapisów miejskiego monitoringu dało efekty: ustalili, jakim samochodem poruszali się przestępcy.
Po dwóch dniach od pierwszej wizyty Mazlum A. i Bartosz P. ponownie przyjechali do Lublina. Łatwość, z jaką udało im się oszukać ludzi, przyciągnęła ich do Koziego Grodu jak magnes. Pracujący nad sprawą dowiedzieli się o wizycie praktycznie w tym samym momencie, kiedy rozdzwoniły się telefony od lublinian, których próbowali oszukać warszawiacy.
– W działania bardzo szybko zaangażowano kolejne patrole. Ustawiono posterunki na drogach wyjazdowych. Efektem szybkiej i zdecydowanej akcji było zatrzymanie sprawców na obwodnicy Lublina. W pojeździe policjanci odnaleźli kilkanaście telefonów komórkowych oraz pałki i noże – dodaje Gołębiowski.
Za oszustwo grozi do ośmiu lat więzienia.