Znaleźli chwilkę dla siebie i chcieli pocieszyć się sobą w Bieszczadach. Beata B. (+34 l.) i jej przyjaciel Jacek W. (+43 l.) ujechali jedynie kilkanaście kilometrów do swego szczęścia, kiedy ich motocykle roztrzaskały się o tył skręcającej w lewo ciężarówki. - Do zobaczenia na niebieskich autostradach - takich wpisów pojawiło się w sieci po tragedii dziesiątki jeśli nie setki. - Nabrali już pokory do siebie i sprzętu - wspominają ich znajomi. Ofiary tego potwornego wypadku na motocyklach spędziły więcej niż pół życia.
"Beti" i Jacek wyjechali razem na kilka dni w Bieszczady. Z Puław, skąd pochodziła motocyklistka, do miejsca wypadku jest nie więcej niż 10 km... Co się stało? Czy mimo wszystko jechali zbyt szybko? Zapatrzyli się na siebie? Tego nie wiemy...
Dramat rozegrał się w piątek 9 czerwca, krótko po godzinie 9 na wyjeździe z Kurowa w stronę Puław. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że w momencie kiedy 38-letni kierujący pojazdem ciężarowym marki Scania wykonywał manewr skrętu w lewo, w tył naczepy uderzyło dwoje motocyklistów - opowiada mł. asp. Małgorzata Skowrońska z KWP w Lublinie. - W wyniku poniesionych obrażeń kierująca motocyklem marki honda zginęła na miejscu. Pomimo podjętej reanimacji wobec 43-letniego kierującego yamahą, jego życia nie udało się uratować.
Kierujący scanią był trzeźwy. Skręcił jeszcze w boczną drogę i z przerażeniem patrzył, co się stało. W jednej chwili dwoje ludzi przestało żyć. - Beata miała tyle planów na przyszłość, słoneczko zaczęło jej w końcu świecić w życiu - wspominają znajomi. Kilka lat temu straciła męża, sama wychowywała kilkuletnią córeczkę. Czas dzieliła między nią, swoją firmę i motocykle: bakcyla dwóch kółek połknęła w wieku lat 16-tu, a już jako 18-latka jeździła potężną hondą cbr 600, wzbudzając zachwyt u jednych i grozę u innych.
- Chcę objechać świat dokoła i spróbować jazdy na każdym motocyklowym torze po drodze - mówiła kiedyś. Niestety, Beacie zostały już tylko niebieskie autostrady.