Uraziły go słowa przyjaciela, polała się krew
47-letni Adam K. i trzy lata młodszy Jarosław M. ze Stoczka Łukowskiego na Lubelszczyźnie znali się od dziecka. Mieszkali kilkadziesiąt metrów od siebie. Jako chłopcy bawili się razem w wojnę, a jako młodzieńcy chodzili na podryw. Lata mijały, ale oni wciąż utrzymywali bliskie kontakty, mimo że różniło ich niemal wszystko. Jarosław ciężko pracował na budowach, ciułał grosz do grosza i nigdy nie pozwoliłby sobie, aby opuścić dzień w pracy. Za to jego przyjaciel Adam odwrotnie - do roboty się nie garnął, bo wolał włóczyć się po miasteczku i popijać ze znajomymi.
Tragicznego jesiennego popołudnia 2011 r. Jarosław wybrał się do kiosku po papierosy. Po drodze spotkał przyjaciela, a ten zaprosił go do siebie. Mężczyźni otworzyli butelkę wódki i siedzieli przy niej przez kilka godzin. Ot, wspominali stare dobre czasy i nic nie wskazywało na to, że może dojść do potężnej awantury.
Przyjazna atmosfera męskiej biesiady kończyła się jednak wraz z ilością wypitego alkoholu. Wreszcie dobrze już wstawieni panowie przeszli na bardziej wrażliwe tematy. Spokojnemu z natury Jarosławowi przestało odpowiadać wzajemne przekrzykiwanie się i postanowił pójść do siebie. - Idę już. Jestem zmęczony, a jutro wcześnie wstaję do pracy - rzucił na odchodne. Gospodarz jednak nie chciał wypuścić druha z mieszkania, proponując mu wypicie ostatniego kieliszka, tzw. "rozchodniaka". - Zamiast pić, weź się lepiej do roboty. Jesteś nierobem - odwarknął mu Jarosław.
Słowa te rozwścieczyły Adama. Chwycił kuchenny nóż i rzucił się z nim na stojącego już niemal w progu przyjaciela. Zatopił ostrze w jego plecach, po czym wyciągnął nóż z ciała i ukrył go pod poduszką.
Adam K. skazany za zabójstwo kumpla
Kiedy Jarosław wydał ostatnie tchnienie, morderca zadzwonił na policję. Skłamał, że coś stało się jego przyjacielowi. Mundurowi go zatrzymali. Podczas przesłuchań mówił, że nie pamięta, jakoby miał kogoś zabić. Próbował się wykpić, pomimo niezbitych dowodów jego winy. I może zbrodnia uszłaby mu na sucho, gdyby nie odciski palców na nożu, którym ugodził przyjaciela. Z tego przed sądem już nie potrafił się wytłumaczyć. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 12 lat więzienia za zabójstwo, a Sąd Apelacyjny wyrok ten utrzymał.
- Straciłam jedynego, ukochanego brata. Kiedyś chodził z dziewczyną, ale ona odeszła od niego. Potem już nie szukał miłości, mówił, że jedną już miał i nie chciał drugi raz przeżywać bólu po rozstaniu. Kiedy wracał z pracy, pomagał mi opiekować się dziećmi. Ten człowiek nikomu nigdy nic nie zrobił. Ten bandyta powinien zgnić w więzieniu, bo co to jest 12 lat za odebranie życia tak wspaniałemu człowiekowi - mówi nam Jolanta (32 l.), siostra Jarosława.