Według informacji Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej, od kilku dni polsko-ukraińskie przejście graniczne w Hrebennem przekracza 12-16 tys. osób dziennie. W sumie, na wszystkich przejściach z Ukrainy na Lubelszczyźnie codziennie odprawianych jest kilkadziesiąt tysięcy uchodźców. Wczoraj (8.03) ponad 62 tys. osób. Każda z nich ucieka przed wojną, bombami, śmiercią. Ich historie łamią serce.
We wtorek ruch na przejściu w Hrebennem był wyjątkowo wzmożony – opisuje obecny na miejscu reporter Polskiej Agencji Prasowej. W ciągu kilkudziesięciu minut z przejścia granicznego do Polski wjechała trudna do oszacowania liczba autokarów wypełnionych głównie kobietami z dziećmi, busów i samochodów osobowych. Część uchodźców weszła do Polski pieszo, ciągnąc walizki, niosąc torby i pchając wózki z dziećmi.
Tłumy uchodźców na granicy. Polacy wychodzą im na spotkanie
– Przyjechaliśmy po grupę matek i dzieci słabowidzących z Charkowa. Oni będą jakiś czas mieszkać w naszym internacie – tłumaczy pedagog z ośrodka dla dzieci słabowidzących i niewidomych w Łodzi, Magdalena Dominiak-Szymczak. Przyjechała tu busem z kierowcą. Dodała, że jej ośrodek będzie szukał w Łodzi lokali dla uchodźców lub pomoże im w nawiązywaniu kontaktu z bliskimi w innych częściach Europy.
W trakcie rozmowy grupa pięciu matek i ośmiorga dzieci w wieku od kilkunastu miesięcy do 15 lat wsiadła do busa. Pedagog przyznała, że dzieci słabowidzące mają szczególne potrzeby.
– Nie myślałam, że czegoś takiego doświadczę. Patrzę na matki z dziećmi uciekające z pojedynczymi walizkami, w których znajduje się cały dobytek ich życia i jestem wstrząśnięta – wyznała.
Uchodźcy z Ukrainy. „Byliśmy bombardowani, ludzie stracili wszystko”
W grupie uchodźców, która tuż po przekroczeniu granicy wysiadła z autokaru, była Laila z miasta Dniepr w środkowo-wschodniej Ukrainie. Do Polski przyjechała z nastoletnią córką i synem. – Byliśmy bombardowani, ludzie chowali się, gdzie tylko mogli. Córka przesiedziała 10 dni w schronie – relacjonowała. Powiedziała, że z Dniepru wyjechali poprzedniego dnia. Po drodze przejeżdżali przez miasto Chmielnicki w zachodniej Ukrainie. – Warunki tragicznie, ludzie głodni, zziębnięci. Ludzie na dworcu czekali na cokolwiek, żeby tylko pojechać dalej. Zabieraliśmy do autokaru, ilu się zmieściło – mówiła.
– Ludzie stracili wszystko: rodziny, domy – tłumaczy Laila, opisując, że wielu ludzi jest zwyczajnie załamanych. – Dusze rozbite – dodała.
Wolontariusze, służby, ludzie dobrej woli. To oni pomagają uchodźcom
Przy jednym z ogrzewanych namiotów służących jako schronienie dla uchodźców z wolontariuszem Polskiej Akcji Humanitarnej rozmawiał Iwan. Mówił, że w samochodzie ma miejsce dla ośmiu osób, które może zawieźć do znajomych w województwie warmińsko-mazurskim – są gotowi przyjąć uchodźców. – Chcę zabrać tam ludzi i z powrotem przywieźć pomoc humanitarną – wyjaśnił reporterowi PAP.
Powiedział, że jest Ukraińcem, ale studiuje i pracuje w niemieckiej Lubece. Wcześniej kilka lat mieszkał w Polsce i dobrze zna język. Dwa dni temu wziął urlop w pracy, żeby pomagać uchodźcom. Zorganizował zbiórkę darów, które następnie przywiózł nad granicę. Na pytanie o motywację odpowiedział, że nie może inaczej.
– Moja mama z babcią zostały pod Charkowem. Mój tata został tam walczyć – powiedział wyraźnie przejęty.
Brał pod uwagę powrót na Ukrainę, żeby walczyć, ale uważa, że zostając w Polsce, będzie bardziej pomocny. – Nigdy nie miałem broni w rękach. Ja tu więcej pomogę, bo mówię po niemiecku, polsku, rosyjsku – stwierdził.
Polsko-ukraińska granica w województwie lubelskim liczy 296 km. W regionie funkcjonują cztery przejścia graniczne z Ukrainą: w Dorohusku, Hrebennem, Dołhobyczowie i Zosinie. Pojazdy ciężarowe odprawiane są na dwóch: w Hrebennem i Dorohusku. Do tego jeszcze funkcjonują dwa przejścia kolejowe (Dorohusk, Hrubieszów).