Mężczyzna zmarł na środku ulicy podczas policyjnej interwencji. Nie pomogła udzielona mu pomoc. Co tam się stało i czy tej tragedii można było uniknąć? Sprawę bada teraz prokuratura. W piątek ma się odbyć sekcja zwłok zmarłego.
Przypomnijmy, że wszystko wydarzyło się we wtorkowe popołudnie w Lublinie. Tuż po godz. 15.00 rozdzwoniły się policyjne telefony, ludzie zgłaszali dziwne zachowanie mężczyzny przy Drodze Męczenników Majdanka. Szedł ulicą, krzyczał, zaczepiał i bił ludzi... Świadkowie podejrzewali, że mógł być pod wpływem środków odurzających.
– Na miejsce skierowano policjantów z Wydziału Wywiadowczego KMP w Lublinie – relacjonuje kom. Kamil Gołębiowski. – Gdy funkcjonariusze tam dotarli, mężczyzna kopał jedną z przechodzących ulicą kobiet. Na widok funkcjonariuszy zaczął uciekać. Był agresywny i wykrzykiwał wulgaryzmy. Podczas próby zatrzymania, groził policjantom pozbawieniem życia.
Gdy mundurowi obezwładnili mężczyznę, ten... stracił przytomność. – Funkcjonariusze od razu podjęli czynności ratunkowe – zapewniają policjanci. Reanimację przejęła później załoga karetki, ale życia mężczyzny nie udało się uratować.
Nieoficjalnie wiemy, że interwencję prowadzili doświadczeni funkcjonariusze, a wobec zmarłego użyli tylko siły fizycznej. Co więc się stało i dlaczego mężczyzna po trzydziestce nie przeżył zatrzymania? Sprawę bada prokuratura.
– W tej chwili prowadzimy czynności w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Dopiero po uzyskaniu wyników sekcji zwłok będziemy mogli podejmować decyzję, w jakim kierunku prowadzić dalsze czynności – tłumaczy w rozmowie z Radiem ESKA Lublin prokurator Agnieszka Kępka, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Badanie ma się odbyć w piątek. Na wyniki testów toksykologicznych możemy czekać nawet dwa lub trzy tygodnie. A tymczasem sprawę wtorkowej, feralnej interwencji bada też sama policja, w ramach swoich struktur.