"To był mój jedyny syn". Przejmujące słowa ojca 46-letniego Marcina, którego zagryzły psy

Zwykła przerwa w trasie zakończyła się tragedią. 12 października na Miejscu Obsługi Podróżnych w Raculi koło Zielonej Góry zginął 46-letni Marcin P., zawodowy kierowca ciężarówki. Mężczyzna wyszedł na spacer do lasu i został śmiertelnie pogryziony przez trzy owczarki, które uciekły z pobliskiej strzelnicy. Lekarze walczyli o jego życie przez dwa dni, ale obrażenia były zbyt poważne.

  • Do tragedii doszło 12 października na obrzeżach Zielonej Góry, na MOP w Raculi.
  • 46-letni kierowca ciężarówki wyszedł na spacer do lasu podczas obowiązkowej przerwy.
  • Zaatakowały go trzy agresywne psy, które uciekły z terenu prywatnej strzelnicy.
  • Marcin P. zdołał jeszcze wezwać pomoc, ale po dwóch dniach zmarł w szpitalu.
  • Lekarze walczyli o jego życie, amputując zniszczone części ciała.
  • Ojciec ofiary mówił, że syn leżał dwie godziny z rozerwanymi ubraniami, czekając na ratunek.
  • Odpowie właściciel psów i strzelnicy, 53-letni Piotr M.

Do tej tragedii doszło 12 października na obrzeżach Zielonej Góry w województwie lubuskim. Marcin P., zawodowy kierowca, zatrzymał swą ciężarówkę na MOP w Raculi, gdyż musiał zrobić przerwę w podróży nakazaną przez przepisy. Dbał o to, był poważnym człowiekiem. Ale siedzieć w kabinie - to nie dla niego, uwielbiał ruch i aktywność (grał m.in. w piłkę nożną, biegał, chodził na siłownię), a słoneczna niedziela i pobliski las zachęcały, aby choć przez kilkadziesiąt minut poszukać grzybów. Nagle pojawiły się przed nim trzy agresywne psy. Owczarki, które uciekły, zresztą nie po raz pierwszy, z terenu pobliskiej strzelnicy. Walczył z nimi, ale krzepa, odwaga i sprawność fizyczna okazały się zbyt nikłą zbroją przed kłami psich morderców.

Zdołał jeszcze zadzwonić po pomoc. Lekarze przez dwa dni walczyli o jego życie - ponad pięćdziesiąt głębokich, bolesnych ran to było za dużo. TVN pokazał reportaż o tragedii, która spotkała pana Marcina. - Pacjent trafił do nas z rozwijającą się niewydolnością wielonarządową, w głębokiej hipotermii, z zaburzeniami świadomości. Musieliśmy podejmować bardzo trudne decyzje i starać się uratować życie również za pomocą usunięcia tych elementów ciała, które były nieodwracalnie zniszczone - mówił reporterce "Uwagi" dr n. med. Bartosz Kudliński ze Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.

- Miał przerwę 24 godziny, więc poszedł do lasu na grzyby. Po tym wszystkim jeszcze zdołał zatelefonować na 112, prosząc o ratunek. Leżał dwie godziny, ubrania miał rozerwane przez psy - mówił w "Uwadze" pan Jerzy, ojciec śp. Marcina.

Puławy pożegnały Marcina, który zginął po ataku psów

i

Autor: Mariusz Mucha

Za śmierć człowieka odpowie Piotr M. (53 l.), właściciel psów i strzelnicy, której strzegły. - Prokurator uznał, że podejrzany miał świadomość, że jego zwierzęta mogą być niebezpieczne dla ludzi oraz nieodpowiednio zabezpieczył teren strzelnicy, na której przebywały. Ustalono, że był on wcześniej informowany przez osoby postronne, że jego owczarki są agresywne - informowała prok. Ewa Antonowicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

Zielonogórscy urzędnicy zapewniają, że nie było powodów, aby wcześniej zamknąć strzelnicę, z której uciekły psy. Trzykrotnie był tam przeprowadzany pomiar hałasu. - Wskazywał, że nie ma przekroczeń hałasu dopuszczalnego normami. Również miasto na wniosek prezydenta miasta poleciło przeprowadzić ekspertyzę, czy użytkowanie tej prywatnej strzelnicy jest bezpieczne. Wnioski są jednoznaczne, że jest bezpieczna strzelnica - powiedział Radiu Eska Dariusz Mach z Departamentu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Zielonej Górze.

W poniedziałek w rodzinnych Puławach odbył się pogrzeb mężczyzny. Znamienne, że dzień wcześniej padał godzinami rzęsisty deszcz, a dzień pogrzebu był słoneczny i ciepły. - Będzie mu dobrze jechać w taką pogodę autostradą do nieba - mówili między sobą koledzy.

Jakby słyszał ich duchowny głoszący Słowo Boże. "Zgromadziła nas wiara w Chrystusa, i chcemy w jego ręce złożyć nasz ból, nasze łzy, ale także naszą miłość. Jego dłonią, dłonią dobrego pasterza, polecamy także zmarłego śp. Marcina, prosząc, aby pan bezpiecznie przeprowadził go przez bramę śmierci do życia wiecznego" - mówił ksiądz.Bo to był człowiek dużego formatu, nie tylko fizycznie. - Dzielił się z nami swoimi doświadczeniami, pomysłami i mądrością. Jego śmiech potrafił rozjaśnić najciemniejsze chwile. Zawsze odważny, bezkompromisowy, o wielkim sercu. Zawsze wierzył w dobro ludzi - żegnała go przyjaciółka rodziny.

Lublin SE Google News
Policyjne psy w akcji. Tak szkolą czworonożnych funkcjonariuszy

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki