Makabryczne odkrycie w Stasinie pod Lublinem. Zwierzęta obdarte ze skór, z odciętymi głowami i przerażający odór rozkładających się ciał… Przedstawiciele Lubelskiego Animalsa przyznają, że w swojej wieloletniej działalności widzieli już wiele, ale z czymś takim nie spotkali się jeszcze nigdy. – Widok, jaki ujrzeliśmy, był rodem z filmów Hitchcocka – opowiadają. Lokalni mieszkańcy słyszeli ujadanie psów w okolicy, później ktoś zaalarmował obrońców zwierząt. Jaka mroczna tajemnica pełna cierpienia niewinnych zwierząt, rozgrywała się w Stasinie?
Zobacz też: Lublin: Wypchnęli Piotra z 10. piętra, bo chciał spać. 31-latek zginął na miejscu
Sprawą zajmuje się policja i obrońcy zwierząt. W okolicy mieszkańcy słyszeli ujadanie psów, jak ze schroniska. Zawiadomili więc Lubelskiego Animalsa, spodziewając się pseudohodowli. I później kolejne makabryczne odkrycie. – Za płotem, na zamkniętej posesji znajduje się jeszcze większa wiata z zabitymi zwierzętami – relacjonowali przedstawiciele Lubelskiego Animalsa. Czekali, by wejść na posesję. W końcu policja znalazła właściciela, który na miejscu przekonywał, że lisie truchła znalazł na działce obok i zabrał, by karmić nimi swoje psy.
To, że martwe zwierzęta to lisy, potwierdził też na miejscu lekarz weterynarii. To jednak nie kończy serii pytań, o mroczną tajemnicę, jaką skrywa to miejsce. Nie ma tam żadnej zarezerwowanej fermy lisów, a nawet gdyby była, to nikt nie miał prawa tak „przechowywać” ciał zwierząt. Te powinny być od razu zutylizowane. Co tak naprawdę wydarzyło się w Stasinie? Pseudohodowli nie było, ale kto zabijał i skalpował lisy? Sprawę chcą wyjaśnić nie tylko obrońcy zwierząt, ale też policja i prokuratura. Do tego tematu będziemy jeszcze wracać.