Od tej tragedii minęło już blisko 29 lat. To największa katastrofa lotnicza na Lubelszczyźnie. 29 sierpnia 1992 roku w Sporniaku (gmina Wojciechów) pod Lublinem doszło do wypadku śmigłowca MI-2. Helikopter, który miał być jedną z atrakcji trwającej zabawy weselnej, runął na ziemię. Maszyna zaczęła płonąć, a wraz z nią ludzie uwięzieni w metalowej, śmiercionośnej pułapce. Zginęło sześć osób. Tylko dwóm udało się uratować. Jedną z nich był pilot rozbitego śmigłowca.
Zobacz też: Wohyń. 25-latek wypadł z balkonu! Zginął na miejscu. Makabryczny finał imprezy
Helikopter miał krążyć nad miejscem przyjęcia weselnego, a z pokładu maszyny miały sypać się kwiaty i cukierki. I tak też się stało, ku uciesze około 200 osób bawiących się w Sporniaku. Jednak w pewnym momencie doszło do tragedii. Pilot zszedł zbyt nisko, silnik maszyny zaczął się „dusić”, a helikopter zawadził o linię elektryczną. Później wszystko wydarzyło się w kilka chwil. Śmigłowiec runął na ziemię i zaczął płonąć. Uwięzieni w środku pasażerowie nie mogli się uwolnić, udało się to jedynie dwóm osobom. Sześć pozostałych zginęło na miejscu.
– To był przeraźliwy huk. Widzieliśmy, jak pilot wyczołguje się z wraku przez wybite okno, wyskoczył również – w ostatniej chwili – siedzący obok niego pasażer. Uwięzieni w śmigłowcu ludzie rozpaczliwie machali rękami, wzywali pomocy – opowiada świadek zdarzenia, cytowany przez dziennikarzy Gazety Wyborczej w 1992 roku.
Pilot maszyny zbiegł z miejsca tragedii, ale został zatrzymany. W maju 1993 roku został skazany na cztery lata więzienia. Śledztwo wykazało, że Adam Ch. miał ogromne doświadczenie, ale przy organizacji lotu złamano wiele zasad. Na pokładzie było zbyt wielu pasażerów, nie zgłoszono ich listy, nie przestrzegano też samych procedur lotniczych.
Skąd helikopter na wiejskim weselu? Odpowiadając wprost: z Radawca. Przeleciał niespełna trzy kilometry z pobliskiego lotniska. To tam – jak pisała wówczas prasa – pracowała Maria M., bufetowa, która wpadła na pomysł zorganizowania takiej nietypowej atrakcji. To ona sypała kwiatami i cukierkami z pokładu maszyny należącej do Zespołu Lotnictwa Sanitarnego w Lublinie. Jego piloci dorabiali, organizując loty wycieczkowe – mieli do tego prawo. Sama maszyna, jak wykazało późniejsze śledztwo, była w nienagannym stanie technicznym, ale… to nie wystarczyło. Radosna atrakcja stała się przyczyną największej katastrofy lotniczej w historii Lubelszczyzny, a wypadek śmigłowca w Sporniaku zamienił wesele w prawdziwy horror i tragedię.