Jak wspominają świadkowie, całość wyglądała naprawdę dramatycznie. Do startu śmigłowca doszło w czwartek około godziny 14.00. Pilot, a właściwie uczący się tego fachu mężczyzna, miał wykonać samodzielny lot. Włączył silniki, sprawdził wszystkie parametry, pokazał stojącym na płycie lotniska instruktorom, że wszystko jest w porządku i zaczął wznosić się do góry.
Zobacz też: Parczew: Zabił żonę, a potem siebie? Ciała w domu przedsiębiorców pogrzebowych [ZDJĘCIA]
Na wysokości ok. 50 centymetrów śmigłowiec wymknął się spod kontroli. Zakręcił się wokół własnej osi i runął na ziemię, przewracając się na bok. Od razu zawiadomiono wszystkie służby. Pechowy pilot wysiadł z maszyny o własnych siłach. Oprócz zadrapania na łokciu nic mu się nie stało.
Bardzo jednak przeżył to, co się stało. Bezradnie patrzył na to, co stało się ze śmigłowcem, pocieszali go, jak mogli, strażacy, którzy momentalnie zjawili się na miejscu.
– Działania przybyłych na miejsce strażaków polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, podaniu piany ciężkiej oraz odłączono akumulator. W uszkodzonym śmigłowcu nie doszło do rozszczelnienia zbiornika paliwa oraz nie stwierdzono innych wycieków – informują strażacy. – Dalsze działania straży pożarnej ograniczyły się do zabezpieczenia miejsca zdarzenia. W działaniach udziały zastępy z KP PSP w Rykach, OSP Nowodwór i OSP Ułęż.
Na razie nie wiadomo, jakie są straty. O wypadku poinformowano Państwową Komisję Badania Wypadków Lotniczych.