Pan Kazimierz, doświadczony budowlaniec, pod koniec lutego pojechał służbowo do Frankfurtu. Świat dopiero zaczynał przyglądać się ze zdumieniem i wzrastającym strachem na wirusa, który pokazywał coraz posępniejsze oblicze. Po trzech tygodniach postanowił wracać.
– We Frankfurcie pojawiają się ludzie z całego świata, bałem się, że spotkam kogoś chorego – wspomina. Jednak wtedy niewiele osób myślało jak on, że należy poddać się kwarantannie, aby nie przynieść choroby bliskim. – W busie wracało ze mną siedem osób, wszyscy pojechali od razu do domów. A słowa pewnego dziadka „zaraz wnusiu będę” – zmroziły mnie do żywego.
Pan Kazimierz postanowił działać inaczej. Miał jasny plan: z drogi zadzwonił do żony, aby przygotowała mu prowiant na dwa tygodnie, ciepłe ubrania, koc, maszynkę turystyczną, środki odkażające.
– Zostaw to w aucie przed domem – poprosił. Wprost z busa wsiadł do samochodu i pojechał do Lasów Parczewskich. Zainstalował się w położonej w środku lasu Bobrówce, miejscu, gdzie zaczyna się ścieżka przyrodnicza i jest wiata, parking, toaleta, a niedaleko jeziorko.
– Postanowiłem nie narażać rodziny – tłumaczy swój krok. Z bliskim był w kontakcie telefonicznym, a słowa czteroletniego wnuka, który opowiada mu o tym, co dzieje się wokoło, przy okazji dopytując o czekolady, które dziadek wiezie mu z Niemiec, bardzo go rozczulały. – Wiedziałem, że dokonałem dobrego wyboru.
Dwa tygodnie minęły, choć nieraz było mu zimno, gdy na dworze było minus siedem stopni. Nie żałuje ani godziny spędzonej w lesie. Teraz inaczej patrzy na świat, który musiał nagle za sprawą niewidocznego agresora zatrzymać się w miejscu i uznać swe słabości.
– Zrozumiałem, że potrzebujemy pokory. Potrzebujemy cieszyć się z małych rzeczy, które wydawały się dane raz na zawsze – mówi poważnie, mając na myśli np. udział w mszy świętej, za którą teraz tęskni, a kiedyś nie doceniał. – Nie mieliśmy czasu na nic, teraz mamy go w końcu. Może warto wykorzystać go z głową.
Choć do domu wrócił zdrowy, pan Kazimierz dalej stosuje rygor w codziennym życiu.
– Po prostu zostaję w domu – kwituje.