W Niedrzwicy Dużej pod Lublinem małżeństwo Z. znali wszyscy. - Dobrzy ludzie, oboje kochali konie. Pracowici i ogarnięci. Do momentu, kiedy nie pojawi się flaszka na stole - opowiadają sąsiedzi. Mieszkali w dużym, ładnym domu na skraju miejscowości. Takim, co to czasy świetności ma już za sobą, lekko jest zaniedbany i woła o remont, ale świadczy o niegdysiejszej pozycji właściciela.
Zobacz też: Zakrwawiona kobieta przyszła do matki na święta. Szokująca prawda wyszła na jaw
Tam właśnie w drugi dzień świąt doszło do tragedii. Dokładnie po 2 w nocy w św. Szczepana. Mariusz Z. miał przepustkę z Zakładu Karnego, gdzie odsiadywał wyrok za unikanie tzw. obowiązku alimentacyjnego. Mówiąc prościej, jakiś czas temu rozwiedli się z Anną (która używa teraz panieńskiego nazwiska na P.), a on nie płacił zasądzonych na rzecz dzieci alimentów. Nie przeszkadzało to im we wzajemnych kontaktach, choć częściej były one złe niż dobre. W kartotekach obydwojga roi się od zgłoszeń i zawiadomień o znęcaniu się. Tak, oboje znęcali się nad sobą...
Polecany artykuł:
Świąteczna kanikuła w takiej atmosferze nie skończyła się dobrze. - W czasie wspólnego picia alkoholu doszło do kłótni. Kobieta dźgnęła mężczyznę nożem w brzuch. Trafił do szpitala, jednak lekarzom nie udało się go uratować - informuje nadkom. Andrzej Fijołek z KWP w Lublinie. 50-latka w momencie zatrzymania miała w organizmie prawie dwa promile alkoholu.
Czytaj też: "A co, zabijesz mnie?". To były ostatnie słowa Mariusza. Ewa ugodziła go nożem, bo nie chciał jej pomóc
Dlaczego doszło do tragedii? W sąsiedztwie słyszy się różne głosy. - Mariusz miał 26 grudnia stawić się w więzieniu. Chciał być trzeźwy i nie chciał już się z nią gościć. I to ją rozsierdziło - mówi jeden z sąsiadów. Prawdę o tym jak to było naprawdę wyjaśni śledztwo. Annie P. grozi za zabójstwo nawet dożywocie.