20-latek wypożyczył na minuty nowiutką toyotę. Krążył z trójką rówieśników po Puławach, potem zaś ruszyli w kierunku Skowieszyna. Nowiutką, oddaną kilka tygodni temu drogą. Dochodziła 21.30, kiedy dojeżdżał do skrzyżowania w kształcie litery Y. Pojechał prosto, w płot stojącego nioepodal domu. Zniszczył ogrodzenie i zatrzymał się na ścianie. O centymetry minął słup, który mógł ich zabić.
Pani Helena (98 l.) ścieliła sobie łóżko, kiedy usłyszała huk. - Myślałam, że to kule upadły na podłogę - wspomina. Z domu wyjrzała dopiero wtedy, kiedy na miejscu zaroiło się od służb ratunkowych. Bardzo się przestraszyła.
- Na miejscu policjanci zastali kierowcę toyoty – niespełna 20-letniego mieszkańca Puław oraz troje pasażerów pojazdu, wszyscy w wieku 19-lat. Jak się okazało, samochód prowadzony przez młodego kierowcę wypadł z drogi, uderzył w ogrodzenie, a następnie w ścianę domu znajdującego się na posesji - opowiada Ewa Rejn-Kozak z puławskiej policji. - Do szpitala trafiła natomiast jedna z pasażerek, ale wyszła po badaniach i opatrzeniu niegroźnych obrażeń.
Pani Helenie nic się nie stało. Kiedy jednak zobaczyła, co stało się przez brawurę młodego kierowcy - jej nowy płot i piękne kwiatki zostały zniszczone, w jej ręku momentalnie znalazła się laska. - Miał szczęście, że zajmowali się nim ratownicy. Pewnie przetrzepałaby mu skórę - opowiadają świadkowie pewni tego, że dziarska babcia Helenka (w tym wieku jeszcze pracuje na roli i czyta bez okularów) dałaby mu pro memoria.
Mateuesz W. był trzeźwy. Został ukarany mandatem karnym. Winił wszystko wokół: a to brak znaku stop, a to awaria hamulców w nowej toyocie... Podobno wskazówka prędkościomierza wskazywała 140 km/h.