Nazwę jednej z najdłuższych (ponad 1300 metrów) ulic w Lublinie wytłumaczyć nietrudno. Arteria, której historia sięga 1786 roku, biegnie bowiem wprost ku rogatkom lubartowskim, w kierunku Lubartowa. Wytyczenie ulicy i stawianie przy niej budynków możliwe było dzięki uprzątnięciu zrujnowanych już wtedy zupełnie murów miejskich i zrobienie tym samym miejsca na place budowy.
Resztki tychże umocnień można jeszcze zobaczyć zapuszczając się na podwórko pod numerem 25. Pozostałości zbudowanej jeszcze za Kazimierza Wielkiego baszty odkryto dopiero w 1988 roku, kiedy to osunęła się skarpa odsłaniając ruiny. To rekonstrukcja z lat 90-tych XX wieku, ale robi wrażenie.
Naprzeciwko zaś, tam, gdzie dzisiaj jest ogrodzony plac (to wstydliwy temat, miało być tam pięknie z racji nowej inwestycji, a jest... jak jest) był onegdaj największy targ w Lublinie, a także dworzec autobusowy. W latach PRL można zaś było zjeść ciastko i napić się kawy w kawiarni Pod Arkadami. Co ciekawe, Lubartowska w takim kształcie istnieje jednak dopiero od roku... 1991. Wcześniej, mniej lub bardziej formalnie podzielona była na dwie ulice: od Ratusza do ulicy Kowalskiej i dalej, aż po rogatki.
A nazw tej krótszej, liczącej około 300 metrów części, było bez liku. Początkowo chciano, aby nazywać ją ul. Porządkową. Miało to podkreślać doniosłą rolę powstałej w 1780 roku Komisji Dobrego Porządku dla miasta Lublina. Złożona przede wszystkim z wykształconych, nowocześnie myślących osób, miała za zadanie nadzorować i usprawniać działania władz miejskich. Porządkowa nie przyjęła się i już w 1797 roku ulicę nazywano Nową, rzadziej Nowoplanowaną.
- Piękne są z tej ulicy widoki na łąkę, zamek i góry; przerzyna ją rzeka Czechówka na której jest most ozdobny z żelaznemi kolumnami i galerją - opisuje Seweryn Sierpiński w ”Obrazie miasta Lublina” z 1839 roku.
Następne zmiany dosięgły ją dopiero w 1950 roku, kiedy to zyskała miano ul. Stalingradzkiej. Nie na długo na szczęście. Rady Delegatów – kolejna nazwa utrzymała się aż do 1991 roku, od kiedy to Lubartowska sięga od Placu Łokietka po Unicką. Tak jak i dzisiaj, była jedną z ważniejszych ulic śródmieścia, co przekładało się na jej stan: w 1886 roku była trzecią, po Krakowskim Przedmieściu i Zamojskiej, wybrukowaną ulicą miasta.
Polecany artykuł:
Dużo ciekawiej robiło się po przekroczeniu Czechówki, dziś płynącej w podziemnym korytarzu wzdłuż dawnej trasy W-Z. Obecność w niedalekim sąsiedztwie dworca PKS i targowiska sprawiała, że Lubartowska w tym rejonie żyła swoim rytmem.
- Mety, szemrane towarzystwo, prostytutki, potem waluciarze - wspomina starszy mieszkaniec Lubartowskiej przyznając, że opinie o dość niebezpiecznej miejscówce, jaką była Lubartowska nie były mocno przesadzone. Alkohol i płatną miłość można tam było kupić o każdej godzinie dnia i nocy. Ale jak zwykle nie jest to jednoznaczne. - Oprócz cwaniaków i złodziejskiej braci mieszkało tu wiele porządnych ludzi. Profesorowie nawet byli, żołnierze, sportowcy.
Do tych ostatnich, który wprawdzie nie mieszkał na Lubartowskiej, ale często ją odwiedzał, należał Henryk Kukier. Słynny lubelski bokser stoczył wiele walk w Koziołku...
Hala Koziołek to... dzisiejszy Bazar, należący do LSS supermarket. Budynek powstał na przełomie...1938 i 1939 roku, miał być właśnie halą targową. Po wojnie zaś stał się halą sportową nazwaną Koziołek, potem na krótko kinem tak samo nazywanym. W 1964 roku przejęli go spożywcy i po zakupy można chodzić do dziś.
W pobliżu działała restauracja Sportowa, z wyszynkiem, a jakże. Ale jakże to pić wódkę i patrzeć na halę sportową? Restaurację zamknięto, a na jej miejscu pojawił się bar Pośpiech. Działa do dziś.
- Pamiętam taki obrazek, który wisiał na ścianie: dorodny chłopiec tłumaczył swemu rachitycznemu koledze, że jest duży, bo jada w Pośpiechu - wspomina lata osiemdziesiąte bywalec baru. - Smak tych potraw się nie zmienił.
Wielu miejsc już nie ma i to nawet fizycznie. Zniknęła smażalnia ryb z rogu Lubartowskiej i Biernackiego, po stacji benzynowej nie ma śladu, a w pobliżu Smażalni (przez ponad pół wieku w lokalu nieopodal wjazdu w ul. Czwartek podawano tam smażoną na smalcu kiełbasę i dwa rodzaje piwa: małe i duże) jest sklep spożywczy.
- Bywalcy przychodzili na piwko, choć miejsce wyjątkowo niefortunne. Dosłownie naprzeciwko, w bramie pod 44 był komisariat milicji - opowiada rodowity mieszkaniec dzielnicy. Lubelak, jak o sobie mówi.
Po Lubelskiej Fabryce Wag także pozostało jedynie wspomnienie. Tak jak po warsztacie kowalskim, działającym na placu pomiędzy Lubartowską a Sierocą, który podkuwał konie jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych. A to już prawie 40 lat temu.
Niektóre budynki zaś mają się świetnie i nie zmieniły prawie swojego przeznaczenia.
- Szpital żydowski w Lublinie powstał z inicjatywy i dzięki funduszom Gminy Żydowskiej w Lublinie. Przy ul. Lubartowskiej 83 w 1886 r. zbudowano dwukondygnacyjny budynek w stylu eklektycznym według projektu Mariana Jarzyńskiego. Pierwotnie szpital był przystosowany do leczenia 56 chorych. Z czasem na działce szpitalnej powstała kostnica, stajnia oraz budynki mieszkalne. W budynku mieściła się również mała synagoga. W 1939 r. lubelski szpital żydowski uchodził za jeden z najnowocześniejszych szpitali w Polsce - czytamy na stronie Wirtualny Sztetl o dzisiejszym szpitalu ginekologiczno-położniczym. - 27 marca 1942 r. Niemcy zamordowali wszystkich chorych leżących w szpitalu.
A obok niego piękni się Jeszywas Chachmej Lublin. Lubelska Szkoła Mędrców założona w Lublinie przez rabina Majera Jehudę Szapirę w 1930 roku była największą uczelnią talmudyczną na świecie.
Podobno nawet jeśli na niej nie bywał, o Lubartowskiej każdy w Lublinie słyszał. Jakie są Państwa wspomnienia o tym pełnym ciekawych historii miejscu?