Do tragedii doszło we wtorek po godz. 18.30 na obwodnicy Krasnegostawu. Obwodnica to zresztą duże słowo – to normalna jednośladowa droga, poprzecinana licznymi skrzyżowaniami, która omija miasto od zachodu. Obowiązuje na niej ograniczenie prędkości, w wielu miejscach nawet do 40 km/h. Paweł J. jechał swym motocyklem w stronę Lublina. Suzuki bandit, któremu wprawdzie bliżej do motocykla turystycznego niż do ścigacza, waży ok. 230 kg i może bez trudu „zamknąć” licznik wyskalowany do 250 km/h.
Zobacz też: Czarna niedziela w Lubelskiem. Jeden dzień, dwóch topielców. Horror nad wodą
Paweł J. uwielbiał szybką i efektowną jazdę. – Ma być opór na każdym biegu, bo inaczej będziesz jeździł dieslem – napisał kiedyś na FB. Zawodowo także zajmował się motoryzacją, prowadził warsztat. – Szkoda chłopaka, ale co tu kryć, doigrał się – mówią w sklepie w jego rodzinnej wsi, jakieś pięć kilometrów od miejsca tragedii. – Niedługo miał się żenić.
Monika S. miała już rodzinę: kochającego męża i dzieci. Spełniała się zawodowo, prowadząc między innymi stadninę koni, chętnie odwiedzaną przez miłośników tych szlachetnych zwierząt. Po jej śmierci odwołano wszystkie zajęcia, jest cisza. Feralnego wieczoru Monika S. jechała właśnie do swych ukochanych koni. Jej ford escape – spory SUV ważący prawie 1,8 tony – wydawał się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Do stajni miała niecały kilometr. Wystarczyło jedynie przeciąć obwodnicę i już byłaby u siebie. Niestety...
– Jadący obwodnicą motocyklista uderzył w bok wyjeżdżającego z drogi podporządkowanej forda. Siła uderzenia była tak silna, że auto przewróciło się na bok – informuje kom. Piotr Wasilewski z policji w Krasnymstawie. – Wyjaśnieniem dokładnych przyczyn i okoliczności wypadku zajmują się krasnostawscy policjanci pod nadzorem prokuratury.
Paweł J. zmarł mimo prowadzonej w karetce reanimacji. Monika S. niedługo po nim w szpitalu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że licznik prędkości w suzuki zaciął się przy 220 km/h.