Pan Zbigniew wychował się w Syczynie, gdzie gospodaruje w małej, drewnianej chatce na skraju wsi. Talent do znajdowania ciekawych i tajemniczych rzeczy ma od dawna, znany jest w okolicy jako ten, który znajduje rzeczy, których inni nie zauważają. Tak jest z grzybami-gigantami, których corocznie przynosi z lasu co najmniej kilka, bazie w czasie mroźnej zimy, a nawet fragmenty pocisku z czasów II Wojny Światowej.
Zobacz też: TRAGICZNY FINAŁ wiosennych porządków pod Lubartowem. Janusz S. ZGINĄŁ w płomieniach?
Jest także donatorem, czyli człowiekiem, który poświęci po śmierci swe ciało nauce. O wszystkich swoich przygodach i znaleziskach chwali się tym w lokalnej prasie. Ale tego naprawdę nie szukał!
– Rąbałem drwa na opał. Ta szczapa odpadła z wielkim rumorem od pieńka tak głośno i z wielką siłą, że aż się przestraszyłem – opowiada w rozmowie z SE. Kiedy spojrzał na nią, oniemiał z przerażenia. – Człowiek tego nie zostawił, boży znak też to nie jest – mówi, żegnając się nabożnie.
To najprawdopodobniej tzw. czeczota, czyli skaza drewna przybrała taką osobliwą formę.
– A niech ją czart weźmie – mówi pan Zbyszek.