Malutkie jezioro to raj na ziemi dla tych, którzy szukają odpoczynku i spokoju. Na początku lat 90. powstało przy nim małe osiedle domków letniskowych. Dla Janusza S., byłego dyrektora MOSIR w Lubartowie, był to wręcz drugi dom. Bardzo dbał, aby jego działka z okazałą daczą na końcu uliczki była zawsze zadbana.
– Wspaniały gospodarz i pomocny kolega – mówią wstrząśnięci piątkową tragedią sąsiedzi. Do zdarzenia doszło najpewniej rano. Było po godz. 10.00, kiedy zakrwawione ciało Janusza S. znalazł znajomy i powiadomił policję. Janusz S. był także poparzony.
Zobacz też: SPALILI się żywcem! SERIA tragicznych odkryć W ZGLISZCZACH domów na Zamojszczyźnie
Mężczyzna prawdopodobnie wpadł w ognisko, które rozpalił w sąsiedztwie domu. Upadł na nie plecami, a potem próbował ratować się, zrzucając z siebie płonącą odzież razem ze spaloną skórą. Stracił przytomność i już jej nie odzyskał...
Na miejscu pojawili się prokuratorzy, którzy zarządzili sekcję zwłok. Jak mówi nam sierż. Jagoda Stanicka z lubartowskiej policji, trwa śledztwo w tej sprawie. – Za wcześnie jednak mówić o konkretach. Wstępnie wykluczyliśmy udział osób trzecich w zdarzeniu – zdradza.
– Trudno w to uwierzyć, to był tak żywotny człowiek, pierwszy pojawiał się nad jeziorem już w lutym, a ostatni zwijał żagle w listopadzie – opisuje wieloletniego kolegę sąsiad. – Ogród, obejście i sam dom to popis gospodarności, drugiego takiego nie było. Serce pęka z bólu – dodaje.
Zobacz też: Biała Podlaska: Pieszy ZGINĄŁ pod kołami lokomotywy. Dlaczego doszło do TRAGEDII?