Sąd Okręgowy w Lublinie przyznał jej rację, ale na początku grudnia warszawski Sąd Apelacyjny nakazał jej... wracać z dziećmi do tyrana!
Poznali się 13 lat temu na Islandii, gdzie pani Justyna trafiła w ramach wymiany studenckiej. Diablo – przystojny (dwa metry wzrostu, figura sportowca) mężczyzna w typie południowca – wpadł jej w oko, on także zainteresował się Polką. Zostali parą.
Zobacz też: SKATOWALI Aleksandra w jego własnym domu. BESTIE z Białej Podlaskiej ZABIŁY 30-latka
– Potrafił zrobić świetne wrażenie na innych. Grzeczny, szarmancki, dowcipny – Justyna Kozak wspomina pierwsze lata wspólnego życia. Na wyspie kupili mieszkanie, swą przyszłość wiązali z Islandią. W 2005 roku na świat przyszedł Jacek, a jego tata zaczął się zmieniać. Kompletnie nie interesowało go wychowanie dziecka. Przewijanie? Karmienie? Spacery? To dla niego jako mężczyzny... Wolał komputer. Zrobił się także agresywny i chorobliwie zazdrosny. Zdarzyło się, że kilka razy uderzył Polkę.
– Tłumaczył, że to moja wina! Mówił, że jak się na mnie denerwuje, przed oczami robi mu się ciemno i nie odpowiada za siebie. Tylko mój absolutny posłuch miał zapewnić spokój w domu – wspomina chore zachowania Algierczyka.
Jeszcze gorzej zrobiło się, kiedy na świecie pojawiła się Agatka. – Oskarżał mnie, że specjalnie urodziłam córkę, a on tak bardzo chciał drugiego syna! Córeczki kompletnie nie zauważał.
Nie pracował, dom istniał tylko dzięki rodzinie pani Justyny, która pomagała im finansowo. – Po jego „wychowaniu” synek potrafił mi powiedzieć „mamo, jak będziesz grzeczna dla taty, to on się nie będzie denerwował” – wspomina. Nie wytrzymała. W czerwcu 2019 roku uciekła do domu pod Lublinem. Dzieci poszły do polskich szkół. Są już spokojne, a Jacek nie chce widzieć już więcej taty.
Zobacz też: Kłoczew: Pani Grażyna URATOWAŁA CAŁĄ RODZINĘ! Żywioł zabrał im dom na święta [ZDJĘCIA]
Abdelaziz M. skierował sprawę do sądu – jest w końcu także prawnym opiekunem dzieci. – Nie zależy mu na wychowaniu dzieci, tylko na tym, aby mnie ukarać – uważa pani Justyna i przypomina sobie, że wiele razy wspominał jej o tym, że w jego ojczyźnie taką zniewagę można zmyć tylko krwią. Sąd Okręgowy w Lublinie nie miał najmniejszych wątpliwości, że Justyna Kozak miała prawo wrócić z dziećmi do Polski. Biorąc pod uwagę zapisy konwencji haskiej, 9 lipca 2020 oddalił wniosek ojca o wydanie dzieci. Sąd swoją decyzję argumentował tym, że nie sposób uznać, by uwzględnienie wniosku o wydanie dzieci służyło dobru małoletnich, skoro oznaczałoby to oddzielenie ich od matki, będącej ich pierwszoplanowym rodzicem.
– Biorąc pod uwagę wiek dzieci, ich wielomiesięczny brak kontaktów z ojcem, a dodatkowo nieumiejętności posługiwania się językiem, którym włada wnioskodawca, bez wątpienia spowoduje, iż dzieci od matki będzie dla nich traumatycznym przeżyciem zagrażającym ich poczuciu stabilizacji i bezpieczeństwa, a tym samym dalszemu prawidłowemu rozwojowi – argumentował sąd.
A wyjazd pani Justyny do Islandii jest niemożliwy. Tymczasem 8 grudnia 2020 roku SA w Warszawie zmienił to postanowienie w ten sposób, że nakazał wydanie dzieci za granicę w terminie 14 dni.
Zobacz też: Lubelskie: Ci MORDERCY wciąż są na wolności! Szuka ich policja. Zarzut: ZABÓJSTWO [ZDJĘCIA]
– Pisemne uzasadnienie nie zostało jeszcze opublikowane, w ustnych motywach sąd wskazał, że szukanie przeze mnie pomocy było jedynie strategią procesową, że brak obiektywnych przeszkód, żebym wróciła na Islandię, ponieważ mieszkałam tam długo – mówi zrozpaczona matka, która zgodnie z prawem winna przed Bożym Narodzeniem oddać dzieci tyranowi.
Takie orzeczenie SA jest kompletnie niezrozumiałe dla mecenas Kamili Zagórskiej, która przed Temidą reprezentuje panią Kozak. – Sąd nie wziął pod uwagę wszystkich okoliczności, działając jakoby z automatu – ocenia adw. Zagórska, podkreślając, że zawsze dobro i bezpieczeństwo dzieci powinno mieć pierwszeństwo przed literą prawa. Ich ojciec na pewno im tego nie zagwarantuje. – Jedynym ratunkiem jest złożenie kasacji, do czego upoważnieni są RPD, RPO i prokurator generalny.
– Na chwilę obecną najważniejszą sprawą jest wniesienie wniosku do SA w Warszawie o wstrzymanie wykonania postanowienia oraz zabezpieczenie dzieciaczków przy mnie na czas rozpatrywania skargi kasacyjnej. Jeśli dojdzie do przymusowego odebrania dzieci i przekazania ich ojcu, który nie ma z nimi żadnego kontaktu, będzie to dla nich piekło – dodaje matka.