Popularny "Skansen" nie zawodzi. Po zasiewach, żniwach, wykopkach, odpustach po raz kolejny zabrał lublinian w podróż do lat minionych. Tym razem do... warsztatu szewskiego. Wprawdzie w "miasteczku" przy pokrytym kocimi łbami rynku jest warsztat cholewkarza i szewca, to przenieśli się oni na jeden dzień do chałupy z Tarnogrodu, która tego dnia świętowała 250-te urodziny. Goście dopisali, szewc zaś opowiadał, jak to kiedyś z jego fachem bywało.
- Mój dziadek sprzedał krowę, żeby tata mógł kształcić się na szewca. Pojechał terminować do Pustelników pod Warszawę - wspominał z rozrzewnieniem Wiesław Dalmata, majster szewski i szewc z szewskiej rodziny. Kiedyś szewcy cieszyli się wielkim szacunkiem i nie narzekali na brak pracy.
- Buty były drogie i się je szanowało. Szewc to był ktoś - dodaje Włodzimierz Wojdat z Muzeum Wsi Lubelskiej. - Bywało, że wiejskie piękności idąc do kościoła buty wkładały dopiero przed świątynią, żeby się nie niszczyły - uśmiecha się pan Wojdat.
A dzisiaj? Podobno dobre czasy dla szewców wracają. I nie tylko dlatego, że ludzie są biedniejsi. W cenie są coraz bardziej porządne buty, o które warto dbać.