Gospodarz zebrał ludzi i zaprosił na pole. Wóz z epoki stał już między grządkami gotowy na załadunek ziemniaków. Tych przybywało, ale nie tak szybko. - Wykopki to najcięższa praca, dobrze że ziemniaki w tym roku obrodziły - mówi jeden z pracujących na polu mężczyzn. Gorzej, jak jest ich mało. - A kopania tyle samo, szybko się odechciewa.
O tym, że wykopki to ciężkie i żmudne zajęcie, przekonać się mogli sami goście Skansenu, którym organizatorzy użyczyli motyk. Najbardziej cieszyły się dzieci, choć i ci starsi chwytali trzonek w dłonie, przypominając sobie młodość. - Dla przyjemności to co innego niż z obowiązku - uśmiecha się starszy mężczyzna. Pomaga mu dzielnie wnuczka.
– Mamy kalendarzową jesień. Już po żniwach, a więc to ostatni moment, żeby zebrać z pola przed zimą to, co zasialiśmy i zasadziliśmy – mówi Bogna Bender-Motyka, dyrektor Muzeum Wsi Lubelskiej. Dzięki temu, co dzieje się w Skansenie, lublinianie i turyści mieli szansę przeżyć cały rok w gospodarstwie sprzed stu lat. Od czasu siania po sianokosy, żniwa i wreszcie wykopki. A już za kilka dni kiszenie kapusty...