Wprawdzie Krężnica Jara leży na uboczu drogi wylotowej z Lublina w kierunku Rzeszowa, nie znaczy to jednak, że na jezdni jest tam spokojnie. Wszystko przez kierowców, którzy zjeżdżają z „dziewiętnastki“, chcąc skrócić sobie drogę w kierunku dzielnic położonych na wchodzie miasta. No i zachowują się tak, jakby wciąż jechali drogą krajową. Dodają gazu do dechy, korzystając z równej nawierzchni remontowanej niedawno szosy.
- Codziennie martwię się o to, jak moje dzieci dotrą do domu ze szkoły. Nie raz i nie dwa opowiadały mi, że musiały przed rozpędzonymi autami uciekać do rowu - wspomina Sara Ferreira, mieszkanka miejscowości i organizatorka czwartkowego protestu.
Polecany artykuł:
Przez pół godziny, od 16-tej, kilkadziesiąt osób przechodziło przez dwa położone w centrum Krężnicy przejścia dla pieszych. Wśród nich przeważali młodzi ludzie, bo czara goryczy przelała się po tragicznym wypadku, do którego doszło 14 września. Pod kołami samochodu, na przejściu dla pieszych zginął Filip (9 l.). Nie miał szans uciec przed rozpędzonym citroenem prowadzonym przez 67-letniego kierowcę.
– Znałam tego chłopca, mieszkam w pobliżu miejsca tego wypadku, jakieś 80 metrów dalej. Byłam nauczycielką 35 lat i dyrektorką miejscowej szkoły. Nie wyobrażam sobie, by mnie tu dziś nie było – mówi Zofia Czobot, uczestniczka protestu.
Władze samorządowe i policja obiecują, że przyjrzą się sprawie i będzie bezpieczniej.