Kobieta wyproszona z kościoła, bo zwróciła uwagę na łamanie obostrzeń
Bulwersującą sytuację w kościele parafialnym w Józefowie nad Wisłą opisał Dziennik Wschodni. Pani Danuta poskarżyła się, że została wyproszona z kościoła po zwróceniu przez nią uwagi na łamanie obostrzeń sanitarnych w świątyni. Do zdarzenia doszło podczas mszy pogrzebowej, w czasie której niektórzy z uczestników nabożeństwa w ogóle nie mieli założonej maseczki, a inni mieli osłonięty nos. - Strasznie się zdenerwowałam, bo zobaczyłam, że wielu ludzi nie ma maseczek. Wielu miało też poodsłaniane nosy. Postanowiłam, że po mszy porozmawiam z nimi. Powiem, że nie mogą się tak zachowywać, bo mamy pandemię i mnóstwo ludzi każdego dnia umiera. Mam kłopoty z pamięcią i dlatego postanowiłam nagrać na telefonie, kto nie ma maseczki. Zrobiłam tak, bo nie zapamiętałabym wszystkich osób. Chciałam ich potem na spokojnie o te maseczki poprosić, bo przez ich zachowanie wkrótce i dla młodych może już nie być miejsc w szpitalach - powiedziała Dziennikowi Wschodniemu pani Danuta. Gdy odprawiający mszę proboszcz zauważył kobietę nagrywającą uroczystość telefonem komórkowym zareagował i rozpoczęła się dyskusja.
PRZECZYTAJ: Nina z Lublina. Trwa WALKA O ŻYCIE I ZDROWIE dziewczynki. Potrzeba jeszcze MILIONÓW
Kobieta usiłowała zwrócić księdzu uwagę na łamanie obostrzeń w kościele, ale w tym czasie podszedł do niej kościelny i nakazał jej opuszczenie świątyni. W rozmowie z dziennikarzami proboszcz powiedział, że nie słyszał uwag wygłoszonych przez kościelnego w stosunku do pani Danuty. Mieszkańcy Józefowa nad Wisłą anonimowo twierdzą, że w kościele notorycznie łamane są obostrzenia sanitarne. Ksiądz miał prosić wiernych o ściąganie maseczek, a nawet samodzielnie ściągać je z twarzy parafianek. Proboszcz tłumaczył z kolei, że nic takiego nie miało miejsca, a przed świątynią jest umieszczona informacja dotycząca obostrzeń. Duchowny nie czuje się jednak władny, by kontrolować wiernych wchodzących do kościoła i nakazywać im zakrywania twarzy maseczką.