Patrolujący miasto policjanci zauważyli jadące "wężykiem" bmw, co wzbudziło ich podejrzenia - informuje lubelska policja. Funkcjonariusze postanowili zatrzymać kierowcę auta, używając do tego sygnałów z policyjnego "koguta". Sygnały uprzywilejowania zostały jednak zlekceważone przez kierującego, który wręcz przyspieszył, usiłując uciec radiowozowi.
Polecany artykuł:
Policjanci ruszyli za pędzącymi nastolatkami. Ci za wszelką cenę próbowali uciec, co powodowało olbrzymie zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego. Młodzieńcy zmuszali innych kierowców do gwałtownego hamowania, wymuszali pierwszeństwo i znacznie przekroczyli prędkość.
"Wycieczka" nastolatków szybko się skończyła. Gnające na złamanie karku bmw w pewnym momencie zjechało z trasy i uderzyło w stojące na poboczu samochody: osobowe volvo i inne bmw. Przy zderzeniu doszło też do zniszczenia płotu i baneru reklamowego.
To jednak nie był koniec ucieczki. Mimo uszkodzenia auta i niesprawnego w wyniku zderzenia koła, nastolatkowie zdołali przejechać jeszcze kilkadziesiąt metrów a ich "przygoda" zakończyła się w rowie.
W pewnym momencie z rozbitego pojazdu wybiegło dwóch młodych ludzi, którzy próbowali uciec do położonego nieopodal lasu. Jeden z nich został zatrzymany, okazało się, że to kompletnie pijany 14-latek. W jego organizmie stwierdzono 1,8 promila alkoholu.
Nastolatek przyznał, że to on był kierowcą. Bmw należało do matki jego kolegi, chłopak dodał ponadto, że zabrał kluczyki rówieśnikowi. Do syna właścicielki auta mundurowi dotarli, gdy ten przebywał już w domu. Badanie pokazało, że w jego organizmie był promil alkoholu.
Funkcjonariusze wbrew słowom pijanego nastolatka ustalili, że prawnym właścicielem zniszczonego samochodu nie jest matka kolegi kierowcy, tylko 46-letni mieszkaniec Łukowa, którego poszukuje sąd w Białej Podlaskiej. Mężczyzna nie zapłacił 12 tys. zł grzywny, a w związku z opóźnieniem kara może być zamieniona na pobyt w więzieniu.
Sprawą młodocianych miłośników dużych prędkości zajmie się sąd rodzinny.