Chciał ukraść miedź, omal nie zginął. Dramat w starym młynie pod Puławami

2025-11-25 10:58

Robert N. (36 l.), geniusz występku z Puław (woj. lubelskie) włamał się do zabytkowego młyna w nieodległej Bochotnicy i począł... zrywać przewody ze ścian. Łaknąc miedzi w nich się znajdującej rozpalił w środku drewnianego budynku ognisko, w którym opalał zeń plastik tak nieuważnie, że płomienie sięgały sufitu. Takiego finału nieudolny włamywacz zgoła się nie spodziewał: krztuszącego się dymem, ledwo żywego Roberta N. z miejsca przestępstwa uratowali policjanci.

  • 36-latek włamał się do zabytkowego młyna w Bochotnicy, chcąc ukraść miedziane przewody.
  • W budynku rozpalił ognisko, by opalić plastik z kabli – płomienie sięgały sufitu.
  • Mundurowi zauważyli dym i sami rozpoczęli gaszenie ognia przed przyjazdem strażaków.
  • W trzecią kondygnację znaleźli półprzytomnego mężczyznę, który krztusił się dymem.
  • Policjanci i strażacy udzielili mu pomocy, potrzebowali jej również zadymieni funkcjonariusze.
  • Robert N. usłyszał zarzut usiłowania kradzieży z włamaniem i spowodowania strat.
  • Grozi mu do 10 lat więzienia.

Piękny, choć jeszcze zaniedbany budynek młyna znajduje się przy ul. Zamłynie niedaleko centrum miejscowości. Pobudowany ok. 1870 roku przez dziedzica Celejowa, Józefa Klemensowskiego był jednym z większych młynów w dolinie rzeki Bystrej, po pożarze w 1910 roku został rozbudowany o jedną kondygnację i w takim stanie służył aż do 1988 roku. Robert N. musiał dowiedzieć się, że niedawno trwały tam prace remontowe, a ekipa zajęła się okablowaniem budynku. - Kręcił się po okolicy, wypytywał, łaził dokoła - opowiada mieszkanka Bochotnicy. Słowem, robił wszystko, aby nie być anonimowym. Być może ta przestępcza nieporadność uratowała mu życie... Niewykluczone, że ktoś poinformował policję o osobliwym przybyszu. Na trop włamywacza wpadli dzielnicowi z Kazimierza Dolnego, którzy patrolowali okolicę. Już z daleka zauważyli gęsty dym, który wydobywał się z dachu budynku. Mundurowi poinformowali straż pożarną i weszli do środka.

- Okazało się, że wewnątrz pali się ognisko, którego płomienie sięgały stropu wykonanego z desek i drewnianych bali. Wokół było mnóstwo drewnianych mebli i sprzętów stanowiących wyposażenie młyna - opowiada nadkom. Ewa Rejn-Kozak z policji w Puławach. Nie czekali na strażaków: używając gaśnicy samochodowej, a następnie wody z kałuż znajdujących się na drodze, nabierając jej do plastikowych butelek zdusili płomienie ognia. - Dodatkową gaśnicę dała im również kobieta, która przejeżdżała obok i widząc co się dzieje postanowiła pomóc. Na miejsce dojechali strażacy, którzy dogasili palące się ognisko.

To nie był koniec. Po kilku minutach natknęli się na mądralę, który rozpalił ognisko. Na samej górze, w samym rogu trzeciej kondygnacji (w tzw. schowku) znaleźli leżącego w pozycji embrionalnej mężczyznę. - Mężczyzna krztusił się i miał trudności z oddychaniem. Funkcjonariusze natychmiast wyprowadzili go na zewnątrz budynku gdzie strażacy podali mu tlen i wezwali na miejsce karetkę pogotowia. Pomocy przedmedycznej wymagali też dzielnicowi, którzy najdłużej przebywali w zadymionych pomieszczeniach - dodaje policjantka.

Czytaj też: Tragiczny pożar w Radzyniu Podlaskim. 53-letni mężczyzna nie żyje

Policjanci z Kazimierza Dolnego, którzy zajęli się sprawą ustalili, że 36-latek narzędziami, które przywiózł ze sobą odcinał przewody i opalał je w ognisku rozpalonym wewnątrz budynku, aby uzyskać miedź. Nie przewidział, że ogień tak się rozprzestrzeni... Robert N. usłyszał zarzut usiłowania kradzieży z włamaniem do budynku starego młyna i spowodowania strat w wysokości co najmniej 2 tysięcy złotych. Grozi mu kara pozbawienia wolności do 10 lat.

Strażak pognał do pożaru kosiarką
Pokój Zbrodni
Wszedł do pokoju brata w środku nocy. Rozegrał się horror | Pokój ZBRODNI

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki